Content

0 komentarze

Asertywność jest tylko jedna?

Zajęcia. Sala pełna studentów, którzy jak jeden mąż boją się odezwać do sympatycznej prowadzącej. Uśmiech na jej ustach nie wróży im nic dobrego, bo oto są zajęcia z asertywności, na których tak łatwo o potknięcie się, że każda próba musi skończyć się bolesną porażką. Rozpracowujemy sytuację hipotetyczną. Jedno miejsce parkingowe i dwa samochody - nasz i prowadzącej. Mamy negocjować, asertywnie przekonać ją, że to miejsce dla nas... Ona asertywnie nie ma zamiaru odpuścić. Asertywność obu stron sięga zenitu. Trwa to już ponad 40 minut. Wszyscy milczą, bo zanosi się o awanturę z powodu nieistniejącego miejsca parkingowego. Prowadząca triumfuje. Czuje się lepsza i asertywna pod każdym względem.

Czego te zajęcia mnie nauczyły? Przede wszystkim nie jestem asertywna. I jestem przekonana w 99 procentach, że Ty też nie jesteś asertywny. Powiem Ci jak to działa:
Bierzesz ulotkę od przemarzniętej licealistki na dworcu? - jesteś nieasertywny.
Koleżanka prosi o coś, czego z lenistwa nie chce ci się zrobić, ale zgadzasz się, bo... jesteś nieasertywny!
Twój szef ocenił Cię zbyt surowo, ale nie powiesz mu co o tym myślisz? - brawo, kolejny punkt za brakiem asertywności.

źródło

OH, moja biedna konformistyczna, uległa społecznie istotko. Twój poziom zadowolenia z życia nigdy nie wzrośnie, bo jesteś przecież nieasertywny. A człowiek nieasertywny nie ma prawa być szczęśliwy. Jedna jest tylko droga do szczęści i MY tę drogę znamy. W sensie my - trenerzy asertywności.
Nie wierzę, że jest jakiś człowiek w naszym kręgu kulturowym, który nie zetknąłby się ze słowem asertywność. To słowo uświadamiać ma, że masz prawo być sobą, bez względu na sytuację, w której się znajdujesz. Możesz dbać o swoje interesy. Bronić się. Popełniać błędy, bez poczucia winy i nie z pozycji przepraszam, że żyję. Możesz popełniać błędu ludziom prosto w twarz.
Brzmi nieźle?
Szkoda, że po takim szkoleniu okaże się, że coś poszło nie tak i zamiast człowieka świadomego własnej wartości i potrzeb społeczeństwo bogaci się o nowego chama i egoistę. Cham ten ma dodatkowo świetne usprawiedliwienie dla swojego zachowania - jest asertywny, bitch!

A TAK CAŁKIEM SERIO.
Problem ze zrozumieniem asertywności jest tak na prawdę dużo szerszy. Nie czujemy potrzeby precyzowania i poprawnego interpretowania słów. Jeśli już nawet gdzieś przemknie nam to przez myśl to zdefiniowanie asertywności zamyka się w zdaniu:
Asertywność to umiejętność pełnego wyrażania siebie w kontakcie z inną osobą
Ludziom można tłuc do głowy czym jest asertywność. Młotkiem wręcz ładować  5 praw Fensterheima, a oni i tak będą widzieć własnie taką asertywność. Sama już nie wiem, po której stronie leży błąd. Po stronie trenera, czy interpretacji uczestników?

Jakie Wy macie doświadczenia w asertywności i kontakcie z osobami asertywnymi? Piszcie!

______________________________________
Jeśli wpis przypadł ci do gustu to zapraszam do polubienia moich BIAŁO-CZARNYCH myśli na facebooku, można mnie znaleźć również na twitterze i w serwisie zblogowani. Do następnego!
Czytaj więcej »
0 komentarze

Bo feminizm to sprawa wszystkich kobiet!

Gdy pisałam o złym przystosowaniu humorystycznie dodałam, że jestem szowinistką. Mam swoje poglądy na temat kobiet, tak samo jak mam poglądy na temat mężczyzn. Ot, zwykłe uproszczenie poznawcze, mechanizm skojarzeń i tak dalej. Nie jestem szowinistką w klasycznym tego słowa znaczeniu. Nie oznacza to jednak, że jestem z automatu zwolenniczką feminizmu.

źródło
 Długo temat feminizmu omijał mnie szerokim łukiem. Może jego idea zawsze włóczy się z tyłu za dyskryminacją - czyli tym, czego nie zdarza mi się doświadczać. W imię klasycznej definicji feminizmu mogłabym działać i z czystym sercem przyznam, że gdybym miała tą okazję urodzić się na początku XX wieku byłabym dumną z siebie i moich sióstr sufrażystką (niestety jestem tylko prostą przedstawicielką pokolenia Y). Jednak przez te wszystkie lata feminizm, jaki można podziwiać i popierać zmienił się w niespójny i momentami niezrozumiały twór.

Może jestem ograniczona, głupia i zbyt młoda, by cokolwiek rozumieć, ale nie rozumiem kobiet, które na siłę narzucają swoją ideologię innym kobietom. Dlaczego w imię feminizmu właśnie mam słuchać od innych kobiet, że jestem zła tylko dlatego, że nie popieram współczesnej wizji świata idealnego dla kobiet?
Z mojego punktu widzenia wygląda to tak, jakby feministki nie miały większych problemów niż mężczyzna gwiżdżący za nią na ulicy. I jakby fakt takiego zdarzenia musiał wzbudzać święte oburzenie całego świata. Czemu jeszcze nie dorzucimy zasłużonego samosądu na tym bezczelnym przedstawicielu płci brzydkiej? 


Feminizmu potrzeba we współczesnym świecie. Potrzeba we współczesnym świecie kobiet. Nie w domach, ale właśnie w przestrzeni publicznej. Potrzeba nam kobiet polityków, dziennikarzy, naukowców, dyrektorów... i tak dalej w nieskończoność. Tak samo, jak potrzeba nam czasem mężczyzn pielęgniarzy! Bo to nie płeć decyduje o tym, do czego się nadajesz. O tym należy pamiętać w pierwszej kolejności.

Nie chcę by kobiety dochodziły w swojej (i mojej po części) sprawie wojując nagim biustem. Chcę by przypominały o swoich prawach, gdy te są łamane lub nierespektowane. To w tych miejscach powinien być feminizm i tam należy kierować swoje wysiłki. Nie w kierunku napiętnowania kobiet, które wybierają życie kury domowej. 
Chcę by feminizm jednoczył, a nie dzielił. Ale to tylko moje pobożne życzenia. Mamy przecież czasy, gdzie feminizm częściej kojarzy się z brakiem umiejętności gotowania, aparycją babochłopa, zgorzknieniem, samotnością i patologiczną potrzebą udowadniania własnej wartości. Gdzie się podział wizerunek silnej, wykształconej kobiety z ambicjami? I czemu tak piękny nurt stał się (po części) własną karykaturą? 


Składając hołd tym prostym i skromnym tekstem, wszystkim dzielnym sufrażystkom lat minionych, zastanawiam się jakie byłyby ich reakcje, gdyby mogły zobaczyć współczesny brak tolerancji jednej kobiet do odmiennych poglądów innej. Zostawiam to do waszej refleksji. 

______________________________________
Jeśli wpis przypadł ci do gustu to zapraszam do polubienia moich BIAŁO-CZARNYCH myśli na facebooku, można mnie znaleźć również na twitterze i w serwisie zblogowani. Do następnego!
Czytaj więcej »
0 komentarze

Nie wierzę w miłość

Macie czasem tak, że po kilku latach otwieracie swój pamiętnik i czytając, czy to od początku, czy tylko losowo wybraną datę, macie silne przekonanie, że te słowa kompletnie do was nie pasują? Zupełnie jakby napisał je ktoś całkiem obcy i dodatkowo o skrajnie różnych od nas podejściu do rzeczywistości.
Dokładnie tak się poczułam, gdy znalazłam w domu mój pamiętnik z czasów gimnazjum. Długo zastanawiałam się, czy powinnam w ogóle go czytać przecież i tak nie czuję się już autorką tych słów. Przebrnęłam przez kilka wpisów bez większego zaangażowania, aż natrafiłam na coś niepokojącego.

Wierzę w miłość...

Czytając to zdanie, nagle uświadomiłam sobie jak bardzo nie lubię słowa miłość. Jednocześnie dotarło do mnie, że trzy czwarte treści pamiętnika, który właśnie trzymam w rękach skupia się na miłości właśnie.

źródło

Gdy zaczynałam pisać ten post minęło dokładnie 31 miesięcy, 1 dzień, 13 godzin i 18 minut od momentu, gdy poznałam W.
Mieszkamy razem, jadamy razem i dzielimy jedno łóżko. On robi pranie, a ja próbuję swoich sił w kuchni. Chodzimy razem na piwo, do kina i próbujemy jakoś znieść się wzajemnie na wspólnych wycieczkach. Godzimy (z trudem) moją skrajną introwersję z jego ekspansywną ekstrawersją. Znamy swoje kody pin i hasła na facebooka. Już odzwyczailiśmy się od posiadania przed sobą tajemnic. Gdy tylko mamy spędzić osobno dłużej niż dzień zaczynają się telefony przepełnione tęsknotą. Niewątpliwie kochamy się i ufamy sobie. Jest moim najlepszym przyjacielem, najcudowniejszym kochankiem i najromantyczniejszym narzeczonym jakiego mogłabym sobie wymarzyć.

Muszę przyznać, że trafił mi się związek dużo lepszy od tego, którego życzyłam sobie na kartach pamiętnika. Spotkanie z drugą osobą, niemal na wzór mitologicznego odnalezienia drugiej połowy, rozerwanego wcześniej jestestwa. (Ufam, że znacie historię o tym, jak Zeus z obawy przez rosnącą potęgą człowieka, rozrywa go na pół. Od tej pory człowiek ma tylko dwie ręce, dwie nogi i jedno serce i skazany na poszukiwania swojej drugiej połowy błąka się po świecie.)
Wcześniej myślałam, że to lekkomyślne, ale teraz mogę spokojnie przyznać się do tego, że zamieszkałam z nim pod dwóch tygodniach znajomości. I była to jak dotąd najlepsza decyzja jaką podjęłam.

Ta ja, która przed laty pisała słowo miłość w pamiętniku, nie wiedziała czym to słowo jest. Miałam błędne definicje. Miłością było dla mnie wszystko – kilkudniowy kaprys na równi ze związkiem dwojga żałośnie obojętnych wobec siebie ludzi. Nie różniła się od uczucia, w którym nie było miejsca na szacunek. Była flirtem towarzyskim i zwykłym wyschniętym przyzwyczajeniem. Równie często co romantyczną fantazją i nagłym pożądaniem, po którym następuje już tylko niechęć. Setką zdefiniowanych bądź nie sytuacji, ludzi i miejsc.


Dlatego nie wierzę w miłość. Nie taką jaką znam z definicji. Wierzę za to w silne przyciąganie się zdarzeń. Skomplikowaną sieć przenikających się wzajemnie dążeń dwojga ludzi, które w pewnym momencie zderzają się z sobą i mkną dalej już razem, bez względu na wszystko. Jeśli to jest poprawna, albo chociaż wystarczająco dobra definicja, to mogę zmienić zdanie i powiem: Tak, wierzę w miłość. 


______________________________________
Jeśli wpis przypadł ci do gustu to zapraszam do polubienia moich BIAŁO-CZARNYCH myśli na facebooku, można mnie znaleźć również na twitterze i w serwisie zblogowani. Do następnego!
Czytaj więcej »
0 komentarze

Mini poradnik rzucania faceta II

Gratuluję! Masz za sobą pierwszy rozdział ze skutecznymi poradami jak pozbyć się z twojego życia niepasującej drugiej połówki. Wiesz już jak wielką moc ma narzekanie, jak odpowiednio podcinać skrzydła i podważać kompetencje oraz wiesz już (i nigdy nie zapominaj), że to TY  masz zawsze rację.Jeśli odpowiednio stosowałaś się do wskazówek jesteś już szczęśliwą singielką i możesz ruszać na podbój świata. Jednak jeśli triki z części pierwszej nie zniechęciły twojego lubego do odwrotu i wracasz tutaj z nadzieją na kolejną garść porad, z pewnością ucieszy cię fakt, że one już na ciebie czekają. Zapraszam :)

źródło

KRYTYKA ZAWSZE W MODZIE
Krytykuj wszystko, co robi. To jak prowadzi samochód, to jaką pracę napisał, to w jaki stawia kroki podczas spaceru, to jak przeżuwa jedzenie w restauracji. I rób to głośno, w szczególności, gdy otacza was tłum ludzi. Tłum jest nastawiony na takie sensacje, reaguje automatycznym skupieniem uwagi na patologiach, więc krytykuj. A im bardziej absurdalny powód, tym większa szansa na sukces (mierzony hukiem rozstania, oczywiście)... no i że tłum uzna cię za wariatkę. Ale to problem na później.

OGLĄDAJ SIĘ ZA INNYMI
Mężczyźni to istoty skrajnie narcystyczne. Jeśli twój samiec podczas golenia długo wpatruje się w lustro, ogląda swoją buźkę z każdego strony i puszcza do siebie oczko, czy całusa, to z pewnością chce być wielbiła go równie mocno, jak on wielbi siebie. Jeśli zaś tego nie robi, to i tak oczekuje, że będziesz wzdychać wpatrzona w jego skromną osobę, jak ciele w malowane wrota. Ty jednak musisz (z trudem?) powstrzymać się od podziwiania jego pięknie ułożonych włosów, albo eleganckiego stroju. A co ważniejsze zawsze z nieukrywanym podnieceniem oglądaj się za mężczyznami - grubszymi, starszymi i biedniejszymi od twojego mężczyzny. I za drwalami. Musisz oglądać się za drwalami!

MOC NARZEKANIA SILNIEJSZA NIŻ SĄDZISZ
 O mocy narzekania czytałaś już wcześniej, proszę jednak nie pomijaj tego fragmentu, gdyż spojrzymy na tą kwestię z niego innej perspektywy. Jak już wiesz, masz nieskończoną ilość powodów do narzekania. Jest jednak jeden szczególny temat, który ma moc większą niż jęczenie z powodu kiepskiej pogody. Może być z początku trudny, ale czego nie robi się w imię niezależności, hm? Narzekaj na siebie, tadam! Narzekaj, że przytyłaś, szczególnie po tym, jak wybranek zabrał cię do eleganckiej restauracji. Opowiedz mu, jak paskudnie wyglądasz bez makijażu. Z pewnością uruchomisz tym jego rozbujaną męską wyobraźnię.

BĄDŹ MĘSKA
Pokaż mu, to ty nosisz spodnie. Podejmuj decyzje samodzielnie i zbywaj go uśmiechem lub pieszczotliwym pocałunkiem w policzek, gdy się o to złości. Kup nowe meble i zacznij składać je samodzielnie zawalając nimi cały salon, przedpokój łazienkę i sypialnie. Kuchnię zostaw nietkniętą i wyślij go tam. Nie pozwól sobie pomóc, albo każ pozmywać naczynia i zrobić ci - ciężko pracującej samicy alfa, kanapkę. Leż cały dzień na kanapie przed telewizorem i pij piwo. Bekaj w towarzystwie? Cóż, możliwości są nieograniczone!

Skrupulatnie stosuj się do wyżej wymienionych porad, lecz nie zapominaj o części pierwszej poradnika. W dążeniu do celu najważniejsza jest systematyczność. Bądź więc wytrwała i nie złam się, pod wpływem czekoladek i słodkich buziaczków. Nie zapomnij też o najważniejszej zasadzie poradnika - czytaj go zawsze z przymrużeniem oka ;)

Jeśli poradnik przypadł ci do gustu to zapraszam do polubienia moich BIAŁO-CZARNYCH myśli na facebooku, można mnie znaleźć również na twitterze i w serwisie zblogowani. Do następnego!
Czytaj więcej »
0 komentarze

Dlaczego jestem źle przystosowana?

Życie społeczne to skomplikowana sieć, w której tym lepiej ma się ten, kto lepiej ją rozpracuje i przystosuje się do warunków. Taka społeczna wersja przetrwają najlepiej przystosowani. W modzie nadal jest nieśmiertelna ekstrawersja, wypowiadanie się na tematy, o których nie mamy pojęcia, czy nieocenianie książki po okładce. Do tego dorzucić można otwartość, poprawność i luz. Jeśli to twoje cechy - brawo! Jesteś zwycięzcą. Ja jestem raczej źle przystosowana.


źródło

NIE CHODZĘ TAM, GDZIE NIE JESTEM ZAPRASZANA!
Jestem zszokowana zawsze wtedy, gdy na organizowaną przeze mnie imprezę pakują się ludzie, których wcześniej na oczy nie widziałam, nie mówiąc już o jakiejkolwiek formie zaproszenia ich. Mój szok rośnie, gdy dowiaduję się, że to znajomi znajomego, którzy wpadli z nim z ciekawości i są spragnieni, więc gościom należy "polać". Jest to dla mnie kompletny brak klasy. Dla większości to normalka, ale ja nie potrafię tolerować takiej sytuacji. Sama więc nigdy nie jestem przypadkowym gościem. Bliżsi znajomi wiedzą, że jeśli  chcą zobaczyć mnie u siebie należy powiadomić mnie wcześniej i to najlepiej na osobiście :D

NIE WYPOWIADAM SIĘ NA TEMATY, NA KTÓRYCH SIĘ NIE ZNAM
.. i nie wstydzę się do tego przyznać. Powiem szczerze, że z jednej strony uwielbiam rozmawiać z osobami na tematy dla nich obce - bo świeże spojrzenie zawsze wnosi coś nowego i ciekawego do zagadnienia, albo pozwala nam spojrzeć na nie z innej, poszerzającej horyzont perspektywy. Bawią mnie natomiast ludzie, którzy z zapałem znawcy wypowiadają się na jakiś temat, szerząc przy tym masę bzdur. Gorsi od nich są tylko ci, którzy namiętnie te bzdury ładują sobie do głowy. Gdy się na czymś nie znam, najpierw staram się to poznać.

NIE LICZY SIĘ JAK SIĘ ZACZYNA, LICZY SIĘ JAK SIĘ KOŃCZY
A mówię tu o książkach. Mam dziwne przyzwyczajenie i sama nie potrafię określić skąd się ono wzięło. Nie oceniam książki po okładce - oceniam ją po ostatnim zdaniu jakie jest w niej zapisane. Jeśli to zdanie przypadło mi do gustu - zabieram się za czytanie. Jeśli nie, odkładam książkę na później, lub po prostu więcej po nią nie sięgam. Pewnie stosując tą zasadę sama skazałam się na to, że pewnie kilka świetnych powieści przemknęło mi koło nosa, ale mam jeszcze czas żeby wszystko to nadrobić :)

JESTEM "SZOWINISTKĄ"?
 Nie znoszę większości kobiet, które spotykam. Jest na prawdę niewielkie grono kobiet, które szczerze szanuję i podziwiam. Nieco szersze grono pań, które mi imponują pod różnymi względami. I kilka kobiecych ikon, o których mogę powiedzieć, że są dla mnie wzorem (niekoniecznie kobiet, ale po prostu człowieka). To też grono, które uważam za inteligentne i miło spędza mi się z nimi czas. Niestety taką już jestem osobą, że jeśli ktoś mnie nie zauroczy inteligentną rozmową, to raczej nie ma mowy o głębszej sympatii. W gronie moich bliższych znajomych zdecydowanie dominują mężczyźni, którzy to właśnie zarzucają mi "niepoprawny politycznie szowinizm". Trudno.

JESTEM AMBITNA
I to całkowicie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Jak to mówią, trzeba mierzyć siły na zamiary, ale zwykle i tak nie potrafię tego poprawnie przekalkulować. Skutek jest prosty - mam za dużo na głowie i za mało czasu, kasy, zdrowia i tak dalej w nieskończoność. Jak się za coś zabieram (nie ważne, że robię to pierwszy raz w życiu), musi być to wykonane perfekcyjnie, by nikt nie miał zastrzeżeń co do mojej pracy. W świecie idealnym pewnie tak by to właśnie wyglądało...

UCZĘ SIĘ OD SWOJEGO FACETA
Gdy doświadczenie podpowiada mojemu W. że sesją należy zacząć przejmować się, gdy się zacznie, powinna włączyć mi się czerwona lampka, znak stopu, procesy poznawcze powinny przestać go rejestrować, albo cokolwiek innego, co by mnie uchroniło, przed przejęciem jego toku myślenia. Nie stało się tak niestety i ambicja oraz punktualność zaczynają zmagać się z coraz mniejszą skłonnością do systematyczności. Na szczęście jedyną negatywną konsekwencją nowego trybu działania było to, że przez jedną noc przeczytałam 400-stronicową księgę o układzie nerwowym i napisałam z niej pracę. Cudem.

SPOILER ALERT!
Jestem najgorszym typem widza. Koszmarem każdego fana seriali, nowości kinowych, czy książkowych. Jestem chodzącym spoilerem i ostrzeżenie powinnam mieć wypisane na czole. W żadnym wypadku nie robię tego złośliwie, to raczej mój serialowy entuzjazm każe mi zbyt szczegółowo zachwycać się nowo obejrzanym odcinkiem.

KUCHNIA...
Kiedy gotuję kuchnia musi być pusta. Każda osoba, zwierzę, dziecko, czy niepotrzebna rzecz w zasięgu ręki psuje moją wizję świata i ochota na gotowanie odchodzi. Przyznam szczerze - polubiłam gotowanie. Uwielbiam piec ciasta. Dekorować ciasta. Mój chleb robi furorę wśród znajomych, a na paprykowy ketchup mam zamówienia mierzone w litrach. Gotowanie jednak to samotna walka - moja i kuchennego sprzętu i wolę, by nikt więcej w tym nie uczestniczył :) zwyczajnie mnie to rozprasza i odbiera chęci do gotowania. Niestety mieszkając w warunkach studenckich nie można mieć stu procentowej pewności, że ktoś znienacka nie wskoczy w twój kuchenny świat...


A wy jesteście źle przystosowani? Macie jakieś cechy, za które świat was nie znosi? Dzielcie się! :) Zapraszam również do polubienia mnie na facebooku , można mnie znaleźć również na twitterze i w serwisie zblogowani. Zapraszam!
Czytaj więcej »
0 komentarze

Noworocznie i niestandardowo?

Gdybyś był mną zasnąłbyś 1 stycznia nad ranem, otulony w puchowe pierzyny w domu swojego kumpla, a w pełni powrócił do życia dopiero pod wieczór dnia trzeciego. W międzyczasie zjadłbyś domowej roboty gulasz drobiowy, wsiadł do PolskiegoBusa przejechał odległość z Krakowa do Opola, kupił niezdrowe chipsy, zjadł je i zasnął. I nie pamiętałbyś smaku gulaszu, przebytej odległości, ani momentu płacenia za chipsy.
Ale nie jesteś mną i twój sylwester nie był taki jak mój.
Po raz pierwszy spędziłam sylwestra w rodzinnej atmosferze, co było dla mnie niczym zderzenie się boleśnie z jakimś niezrozumiałym alternatywnym światem. Powiem szczerze, byłam przerażona gdy w tle telewizor wyświetlał scenę z centrum na której przewijali się artyści i tancerze, a ja siedziałam przy rodzinnym stole kolegi  i razem z pozostałymi gośćmi grałam z jego mamą w grę planszową. Było w tym coś niepokojąco magicznego. 23 wiosny na tym świecie nauczyły mnie jednego - rodzinna atmosfera musi skończyć się katastrofą. Nie jestem typem osoby, która lubi takie klimaty. Uciekam jak diabeł przed wodą święconą, a moją największą niespodzianką roku 2014 było to, że akurat w swoje największe piekło trafiłam na sylwestra. Było świetnie, tak na serio. Może to coś, pomimo tego że tak prozaiczne, było mi potrzebne, bo wcześniej tego nie doświadczyłam? Sylwester jak spokojne popołudnie spędzone na grach z rodziną... Wcześniej nie do pomyślenia. 
Wróciłam jednak do normalności i ta magia chwili nie porwała mnie aż tak, jak mi się wydawało. Rodzinna atmosfera oddala się ponownie, a ja wreszcie się budzę w Nowym Roku.

P.S. Niebo nad wami też wyglądało tak niesamowicie?(zdjęcia bez ostrości : D - moje ulubione)




Najlepszego!
Czytaj więcej »
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
BIAŁO-CZARNA. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polub

Dołącz