Content

3 komentarze

Kamienie na sercu

 Najboleśniejsze rozstanie mojego życia miało miejsce 4 lata temu i trwało niemal dziesięć minut. Chociaż pierwsze minuty były zwykłym milczeniem, przesiąknięte wzajemnym pragnieniem, żeby ten moment dobiegł już końca. To było nieuniknione i wcale nie spadło na mnie niespodziewanie. Gardziliśmy swoimi obietnicami. Żałowaliśmy wyznań - że w ogóle padły one z naszych ust. To był moment, kiedy nie ma się ochoty udawać, że cokolwiek jest dobrze. Nasz wzrok – dwóch nieznajomych, w których nie ma ochoty by się poznać. Pamiętam, że nie umiałam jeszcze oswoić się z tym spojrzeniem.  
Nie kocham cię już, wybacz – tylko tyle padło z jego ust. Nie cierpiał, wiedziałabym gdyby było inaczej. W tamtej chwili go znienawidziłam. Całym swoim zakochanym sercem.
Kamień z serca – padło z mojej strony coś na kształt automatycznej odpowiedzi, losowo generowanej w moim umyśle. Pamiętam, że tyle razy wcześniej chciałam odejść, lecz on zawsze był, trzymając mnie wtedy kurczowo przy sobie. Tak to już jest z kobietami, prawda? Gdy kobieta odchodzi pragnie jedynie, by mężczyzna ruszył za nią i zatrzymał, nawet jeśli będzie się szarpać i wrzeszczeć. Lecz, gdy mężczyzna chce odejść, liczy na to, że ona pozostanie w miejscu, że nie pojawi się najmniejszy ruch w jego kierunku.
Powiedział mi, że mnie nie kocha. Wiem, że nie kłamał. I ja nie skłamałam – rzeczywiście kamień spadł mi z serca i muszę przyznać, że jest to doświadczenie cholernie bolesne. Szczególnie, gdy masz wrażenie, że ten kamień właśnie walnął cię z całej siły w brzuch. Że coś w tobie połamał, chociaż nie fizycznie, to doszczętnie.
Nagle on uśmiecha się i rozluźnia, a kamień który spadł (uciekł) z serca ulokował się teraz w gardle. Nie pozwalał mi oddychać. On mi podał rękę i ruszyliśmy wzdłuż ulicy. Czułam wobec niego tak wiele, że moje istnienie wydawało się zbyt małe, by pomieścić te wszystkie uczucia naraz! Szliśmy tak, w milczeniu. To było najboleśniejsze rozstanie, jakie przeżyłam. Bo są takie miłości, które nie mają szans stać się przyjaźnią.






Wydawało mi się wtedy, że w miłości nie ma sukcesów – są tylko porażki. Że miłość to nazwa zastępcza dla usprawiedliwienia związku zboczeńca z dziwką. Bo ładna nazwa narzuca na zwierzęce odruchy różowy welon, pełen kłamstewek, pod którym człowiek usilnie stara się ukryć swoje przerażanie przed nieuniknioną samotności.
Piszę to, bo wróciłam dzisiaj w pewne miejsce. Dokładnie o kilka ulic dalej niż powinnam się zapuszczać. Chciałam sobie tylko przypomnieć. Ulica wydawała mi się zamiast tego odległa, a wspomnienie obce. Niby pamiętam ten spacer, ale nie czuję teraz żadnych emocji. Czegoś mi brakuje, kilka razy patrzę za siebie, jakbym czekała aż mój wzrok spotka wzrok innej osoby. Ale za mną jest tylko pustka i ciemność, którą rozmywają dopiero światła przy drodze głównej. No może jeszcze blask gwiazd wysoko nade mną. Nie ma tutaj śladów intensywnych wspomnień. Nie czuję obecnie nic w związku z tym miejscem. To miejsce, w którym nic specjalnego się nie stało. Tak – teraz z pewnością.

Teraz mam swój kamień z powrotem na sercu. Bo jestem całkowicie niepoprawna. Nie wyciągam wniosków z miłości. Nie analizuję własnych pomyłek i notorycznie popełniam te same, zasadnicze błędy. A na domiar złego i pomimo całej mojej wiedzy o miłości, jestem przecież zakochana. 



Czytaj więcej »
3 komentarze

Co dobrego z rozmów wynika?


Potrzebowałam bodźca, dobrego powodu, by w ogóle ruszyć się z pokoju i narazić na konfrontację moich butów z piaskiem na placu budowy. Szczególnie jeśli miałyby to być koronkowe baleriny. No i pojawiła się okazja – zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, która o dziwo okazała się przyjemnym doświadczeniem, no może nie ona sama… ale do rzeczy. Rozmowa przebiegła jak każda, spokojnie, trochę uprzejmości, trochę żartu itp. itd. Same pozytywy, więc nie bardzo jest o czym mówić :) 
Nie znoszę gorąca, więc gdy tylko wyszłam z klimatyzowanego biura od razu poczułam się gorzej. Słońce świeci tutaj intensywnie, w skąpych skrawkach cienia siedzą żebrzący, brudni ludzie (nie, nie są bezdomni, spokojnie - po prostu mają swoje sposoby na zarobek). Było jednak coś, co mi poprawiło humor i sprawiło, że pomimo tego gorąca miałam rzeczywiście ochotę przespacerować się po skąpanym w (znienawidzonym) słońcu mieście. 
Krakowską oblegali ludzie głównie siedzący w ogródkach przy restauracjach i zajadający zimne lody. Minęło mnie kilka rowerów, kilka par nietrzymających się za ręce zakochanych, parę rodziców z dziećmi, a ja nadal szłam przed siebie robiąc wielkie kółko byle być daleko od pokoju. Kto by pomyślał, że zwykła rozmowa o pracę może sprawić tyle przyjemności! No tak! nie stricte ona.
Czułam się lekko i przyjemnie z samego faktu, że szłam pewnie na wysokich obcasach, ciemnych rajstopach na nogach i eleganckiej czarnej sukience sięgającej do kolan. Z odbiciu witryny sklepu poprawiłam podskakujące na lekkim ciepłym wietrze loków. I stojąc tam przez chwilę przypomniałam sobie o pewnej płytkiej radości, na którą przestałam dawno zwracać uwagę – uwielbiam elegancko się ubierać. 
Kocham klasyczne ciuchy i tylko możliwość bezkarnego paradowania w klasycznej elegancji po ulicy zapełnionej turystami daje mi tyle motywacji, by ruszyć leniwy tyłek z pokoju. Rzecz niemożliwa – starszy pan otwiera szeroko drzwi i wpuszcza mnie przodem z uśmiechem na twarzy, a na placu budowy pracownicy dają mi przejść robiąc sobie przerwę w wyrzucaniu gruzu. Ah, elegancka jak ja mogłam o tobie zapomnieć?

Gdy W. męczy się na szkoleniu ja oddaję się przyjemności spaceru, oglądając się za własnym odbiciem w witrynach sklepów. Taka mała przyjemność, taki mój mały (na jakiś czas zapomniany) fetysz.


Czytaj więcej »
0 komentarze

Mieszkając na placu budowy - czyli jak właściwie mijają mi wakacje.

W czasie wakacji na terenie domów studenta obowiązują warunki hotelowe – taki wyrok padł, gdy przyjechałam tutaj 4 lipca. Ok, spoko, mogę się dostosować – nowy pokój (brzydki? oh nie~! Odrażający, ze ścianami gęsto udekorowanymi odciskami butów rzucanych zapewne w stronę komarów), brak lodówki, mieszkanie na parterze… Co te warunki hotelowe jeszcze mogą oznaczać? A no okazuje się, że zasikane deski, brud pod prysznicami, pozatykane krany tu i ówdzie (..blabla…bla), ale to nie koniec cudów w te wakacje! Nigdy nie pomyślałabym, że zamieszkam kiedykolwiek na placu budowy – co za miła niespodzianka… (już pamiętam czemu nienawidzę niespodzianek). Tak w środku lata mam pozamykane okna, bo wszędzie lata kurz i piasek. Budzi mnie huk gruzu zrzucanego z okna na czwartym piętrze. Wychodząc na miasto wpadam po kostki w piasek (hmmm… prawie jak mieszkanie na plaży?). I chociaż remontują blok obok (z 12 metrów od moich okien??) to i tak aż strach wychodzić, żeby nie dostać czymś po głowie, albo chociażby piaskiem po nogach…


Ekstremalne wakacje? Nie prosiłam się, a mam.

Czytaj więcej »
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
BIAŁO-CZARNA. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polub

Dołącz