Content

5 komentarze

Oszaleli anieli

Dziś felieton damsko-męski z przymrużeniem oka :) 

Malujcie usta na czerwono i zdobywajcie. Tak mówiła sama wielka Coco Channel, która bez czerwonej szminki nie ruszała się z domu. Oczywiście nie świadczy to, o tym, że musiała malować się w biegu tak jak ja teraz. Swoją drogą, czy to nie jest niebezpieczne? Malowanie oczu w lusterku samochodowym... na miłość boską, przecież mogę dźgnąć się tą kredką w oko! Albo co gorsza pociągnąć nią sobie przez przypadek przez połowę twarzy.
- Zawsze musisz wybierać te najbardziej DZIURAWE drogi!? Mogłeś przynajmniej dać mi te dziesięć minut na przygotowanie się!
- Miałaś swoje dziesięć minut! Do jasnej cholery, kobieto, wstałaś trzy godziny temu! - Oburza się i jak na złość dociska gaz do dechy.
Oto mężczyzna! Mój mężczyzna, pożal się boże... co ja w ogóle z nim robię? Oczywiście musiałam przyznać mu rację, wstałam trzy godziny temu, ale przecież miałam wiele do zrobienia przed wyjazdem.
- Nie wkurwiaj mnie już! Jedyne co robiłaś to leżałaś w wannie przez przynajmniej dwie godziny i trzy razy zmieniałaś wodę na gorącą. Wiesz jakie ja płacę rachunki!?
- I co jeszcze!? Pewnie chciałbyś, żebym ci płaciła za mieszkanie u ciebie? A kto ci robi pranie, co? Sprząta codziennie to mieszkanie? Gotuje, prasuje, robi zakupy...
- No tak... Zakupy...
- Zamknij się już! Nie mogę nawet na ciebie patrzeć. Odwiedzamy moich rodziców tylko raz, RAZ w miesiącu, a ty nie mogłeś nawet się ogolić!
- Zamknęłaś się w JEDYNEJ łazience jaką mamy! Idiotka.
- Palant.

źródło


- O centrum handlowe. Zatrzymaj się.
- Nawet o tym nie myśl. Jak zawleczesz tam swój tyłek, to nie wyjdziesz do wieczora...
- Matka wyprawia przyjęcie w domu, chcę nową sukienkę.
- Przyjęcie? Kiedy miałaś zamiar mi powiedzieć?
- Nie mówiłam ci?
- Nie.
- Mówiłam. Wczoraj, jak uprawialiśmy seks.
- Kobieto nie mów do mnie, gdy się kochamy!
- Miałam wrażenie, że tylko wtedy mnie słuchasz.
- To miałaś błędne mniemanie.
- Ale po seksie jesteś już całkiem do niczego...
- ...
- Z resztą tak samo jak przed seksem.


- Nie jest łatwo być kobietą. Bo to weź pod uwagę, jak kupię sobie sukienkę z jedwabiu, tę purpurową z Bain coścoś za tysiąc coścoś złotych, do tego klipsy za dwieście dwadzieścia, widziałam takie w Lewano..coścoś, a nie założę szerokich bransoletek, to nie będę wyglądała modnie, tylko głupio.
- Kochanie, gwarantuje ci, że z tymi bransoletkami, też będziesz wyglądała głupio.

Stanęło na tym, że nie dostałam bransoletek. Z przyjęcia u matki też zrezygnowałam, nie miałam zamiaru robić z siebie idiotki. Faceci są jednak ograniczeni. Ah, Channel byś ty wiedziała co stanie się z mężczyznami… Mój palant już nawet nie odróżnia zapachu moich perfum, ani koloru szminki na moich ustach.
Za to doskonale wie, kiedy sąsiadka Ewa zakłada nowe buty...


Czytaj więcej »
19 komentarze

Biało-czarna Pani Domu

Jeśli nie podoba ci się określenie kura domowa, nazwij się Panią Domu (z dużych liter, koniecznie), z pewnością poprawi ci to humor, gdy ręka prawie odpada od tarcia trzech kilogramów papryki. Mnie przynajmniej pomogło.
Porwałam się na gotowanie jak wariat z motyką na słońce. Mam 23 lata i do tej pory mój kontakt z kuchnią ograniczał się do podgrzania gotowego jedzenia, zrobienia kawy i pieczenie domowego chleba (o tak! piec to ja potrafię... przynajmniej). Kwestia zup, przecierów, dżemów i soków była mi kompletnie obca, nie wspominając już o wekowaniu przetworów na zimę.
Dzisiaj korzystając z wolnego dnia i fundując sobie intelektualny odpoczynek odłożyłam Alfreda Tarskiego i wyjęłam z kuchennej szafeczki tarkę, nóż, kilka miseczek i blender. W. przyniósł zakupy, a potem rozsiadł się wygodnie przed komputerem. Pierwsza myśl? - Czy to oznacza, że oficjalnie decyzja o gotowaniu zakwalifikowała mnie jako robota kuchennego? Decyzja została jednak podjęta, zakupy zrobione i nie sposób się z niej wycofać.
Pod całodniowej pracy, zmęczonych rękach, bolących plecach i ogólnym zniechęceniu i braku apetytu efekt przedstawia się następująco:

2 litry kremu dyniowego
6 słoiczków sosu paprykowego
1 litr soku z papryki
2 słoiki kompotu gruszkowego
!
Teraz tylko pasteryzować i gotowe.
Jakie to niesamowicie intensywne uczucie, gdy po całym procesie - gdy już wiesz, że jedzenie jest pyszne, a twój luby z wdzięczności za wszelkiej maści pyszne rzeczy, którymi wypełniasz lodówkę pozmywał za tobą wszystkie naczynia, okazuje się, że nie potrafisz wekować/pasteryzować i jakkolwiek inaczej cały ten trik się nazywa.

źródło
Przełożenie gorącego dania do słoiczków i odwrócenie ich jakimś cudem nie poskutkowało. Jakim cudem babcina rada mogła nie podziałać? A tak, babcia chyba nigdy nie bawiła się za często w kuchni. Na ratunek rusza więc W. Ładuje słoiczki do garnka, zalewa wodą i bierze się do roboty.

A ja? Cóż włączam komputer i trzymam za niego kciuki. Podział obowiązków to podstawa, szczególnie jak trzeba ratować sytuacje, gdy lepsza połówka coś spieprzy. Chyba lepiej poruszam się na gruncie logiki niż w kuchni. Oficjalnie więc zostaję fanką Chujowej Pani Domu. I z poczuciem (...) spełnionego obowiązku odstawiam garnki... do następnego gotowania.

Czytaj więcej »
4 komentarze

(Byle)jakość?

Wejdź do galerii handlowej. Przejdź się po centrum miasta, gdy przewija się przez niego tłum ludzi. Wejdź do swojej szkoły, uczelni i rozglądnij się. Uważnie, krytycznie i przez dłuższą chwilę. Patrzysz właśnie na ludzi, których mijasz często lub rzadko w tym miejscu, ale nie znasz ich imion. Wiesz o nich to i owo - jak się ubierają, w jaki sposób mówią i w jaki sposób się zachowują. Jednak koniec końców obiektywnie i z oddali wydają się tacy sami. Ale spokojnie, ty też nie czuj się wyjątkowy - przecież i ty jesteś pokoleniem Y.

Przyznam się, że temat nie interesował mnie wcale przez długi okres czasu. Niedawno jednak określenie pokolenia Y zaatakowało mnie znienacka i wyośliło prosto w oczy kim właściwie jestem. Jestem więc generacją ja, ja, ja! generacja patrz na mnie czyli w języku bardziej zrozumiałym - samolubną ekstrawertyczką. Popadam w stagnację, a mój infantylizm podkreśla brak życiowego celu, a lenistwo - brak chęci, by obrać sobie taki. Rodzice dali mi wszystko, a maksimum wysiłku w moim mniemaniu to roznoszenie ulotek na rynku w nieprzyjemnie słoneczny dzień.
Pac! I z taką etykietą rzeczywiście poczułam się jak dziecko, na które dorośli patrzą z pobłażliwą wyższością. Czy taka właśnie jestem? Czy wy tacy jesteście?

źródło


Wydaje się, że czasy gdy oryginalność była w cenie minęły, tylko my nie zdążyliśmy zdać sobie z tego sprawy. Czujemy się oryginalni robią to samo, co wszyscy. Niesamowity paradoks - powoli stajemy się tacy sami, dążymy do pewnego wzorca, naszym celem staje się bylejakość, a pomimo to jesteśmy święcie przekonani o swojej wyjątkowości.

Tłumaczymy to sobie inspiracjami. O tak! Lubimy się inspirować, setki blogów oferują nam zestawienia tego, czym warto inspirować się, by być na czasie. Inspiracja obecnie staje się pretekstem do ślepego podążania za trendami.

Więc jemy zdrowo, ćwiczymy z kobietą, z którą osobiście nie zamieniliśmy słowa, Rozwijamy się, kursy chińskiej kaligrafii gwarantują nam niepowtarzalność. Dodatkowo i nie ma w tym już pozytywnego wydźwięku, rozwijamy w sobie małostkowość. Największym wyczynem pokolenia Y była protestacja przeciwko Acta. Wybuchamy za to świętym gniewem i przesadnym oburzeniem na wszelkiej maści forach internetowych i wszystkich stronach umożliwiających pozostawienie swojego komentarza.

Problemem jest to, że wszyscy my chcemy być w centrum uwagi. Chcemy, by to na nas patrzył cały świat - zależy na lajkach i obserwatorach nie tylko w blogosferze. Nie zależnie od tego, czy mamy coś do pokazania czy nie  chcemy być wychwalani pod niebiosa. A gdy wszyscy patrzą na samych siebie i domagają się uwagi - kogo tak na prawdę widać? Scena pozostaje zapchana armia krzykaczy domagających się uwagi i uznania. Może lepiej, żeby pozostała pusta?


Nie tworzy nas pokolenie. Sami siebie tworzymy i nie musimy markować się wielkim Y na czole (ani nigdzie indziej). Znalezienie definicji siebie może być trudne, ale jest warte poszukiwania i cenniejsze niż korzystanie z gotowej definicji pokolenia Y. 

Czytaj więcej »
5 komentarze

Zmieniaj siebie, czy poznaj siebie?

Widzisz dziecko sąsiadów. Codziennie rano wychodzi do szkoły z wielkim plecakiem, a wraca dopiero wieczorem. Z luźnych sąsiedzkich pogawędek wiesz, że ten dziesięciolatek od pierwszej klasy podstawówki chodzi do szkoły muzycznej, na kursy malarstwa i karate. W drugiej klasie zaczął dodatkowo uczęszczać na zajęcia z nauki szybkiego czytania, a w trzeciej zaczyna naukę hiszpańskiego. Czy też masz wrażenie, że coś jest z tą rodziną cholernie nie tak?

Wydaje się, że całe społeczeństwo opanowała moda na rozwijanie się. Jakby wisiał nad nami odgórny nakaz tego, że coś musimy cały czas ze sobą robić. Z tablic ogłoszeń, mailów i reklam w gazecie rzucają się na nas kursy niemal wszystkiego - od ikonografii i rysunku żurnalowego przez szydełkowanie po warsztaty teatralne i niezwykle popularne - kursy samorozwoju.
W telewizji i internecie - przymus zmieniania swojego ciała, motywujące hasła i programy treningowe, żeby każdy spalał nadmiar tłuszczyku nie tylko przed nadejściem wiosny. Zawsze podobała mi się idea internetowych grup wsparcia w dążeniu do jakiegoś celu, ale w pewnym momencie hasła ja mogłam - ty też możesz zaczęły mieć dla mnie nieco inny wydźwięk niż początkowo (nie wspominając już o bardziej radykalnych grupach wsparcia).

źródło

Mamy zatem swego rodzaju dodatkowy obowiązek, który każdy powinien wypełniać - samorozwój. Jednak, w którym momencie zaciera się jego znaczenie? Gdy dziesięciolatek poprzez samorozwój próbuje zaspokoić oczekiwania rodziców? Gdy łapiemy się czegokolwiek, żeby tylko posiadać jakieś dodatkowe umiejętności? Czy gdy poświęcamy się jednej rzeczy, w której obrębie chcemy się rozwijać?

Przeczytałam ostatnio bardzo chwytliwe hasło, wydrukowane piękną czcionką na kartce zwykłej kartce a4: Jeśli coś ci się w sobie nie podoba - zmień to! 
Nie znam człowieka, który akceptowałby w sobie wszystko. Czy to znaczy, że powinien inwestować w zmienianie zamiast w samoakceptację? Zderzmy się na chwilę z inną kulturą, a zauważymy pewną rzecz - prof. psychologii społecznej z Japonii, z którym mam przyjemność mieć zajęcia co jakiś czas powiedział, że na koreańskich Uniwersytetach przynajmniej 5 dziewcząt na kierunku w trakcie semestru poddaje się różnego rodzaju operacją plastycznym. W Polsce - żadna. Nie ma u nas akceptacji dla takich form dbania o urodę. Zostajemy jednak w obrębie prostych działań - masz odstające uszy? - zmień fryzurę. Cera nie jest idealna?  - zakryj tym, a tym. Za duży rozmiar ciuchów? - wskakuj w sportowe ciuszki i ładuj płytę z ćwiczeniami!
Zmieniaj siebie! Rozwijaj siebie, dąż do jakiegoś celu.

Zmieniając się fizycznie dążymy do ideału piękna, jaki akurat jest na topie. Na topie jednak mamy też pewne cechy psychologiczne - które są pożądane bardziej niż inne. Nikt już nie kryje się z faktem, że mamy popyt na ekstrawertyków. Chodzimy więc na kursy asertywności, pokonujemy w kilku prostych krokach swoją nieśmiałość, a z poradników uczymy się bycia duszą towarzystwa.


W którym momencie zaczynamy grać kogoś innego niż na prawdę jesteśmy?
Celebrujmy w sobie to, co pozytywne. Nie skupiajmy się na negatywach, które ciągle stoją w kolejce do poprawy. A co się tyczy samorozwoju to zamiast ćwiczyć z swoje zachowania na coachingu, spójrzmy najpierw w siebie i uświadommy sobie własne potrzeby.

Czytaj więcej »
3 komentarze

Uwaga! Czarny kot biegnie pod drabiną z otwartą parasolką i robi Ci zdjęcie!


Jeśli wierzysz w przesądy to znajdą się ludzie, którzy automatycznie zaklasyfikują cię do grona niewrażliwych na logiczną argumentację ludzi, z kompleksem swatania przyczynowo-skutkowego sytuacji, które nie mają ze sobą nic wspólnego.

"Człowiek może nauczyć się wierzyć, że od jego śpiewu zależy wschód słońca. Każdego dnia o poranku może wychodzić na balkon swojego mieszkania o 3:30 rano i śpiewać na cały głos.W jego przekonaniu inaczej doszłoby do zamarznięcia Ziemi"

Wiara w przesądy z pewnością ma w sobie co nieco z idei zakładu Pascala - nic nie tracimy przecież, gdy spluniemy przez lewe ramie po spotkaniu z czarnym kotem. Jednak, gdy tego nie zrobimy, nie wierzymy przecież w to, że fatum z pewnością na nas siądzie.
Słyszeliście o samospełniającej się przepowiedni? Czasem, by przepowiednia została wypowiedziana, by zyskać moc sprawczą. Gdy wierzymy, że coś się wydarzy automatycznie tak sterujemy swoim zachowaniem, by przepowiednia miała szansę się spełnić. Albo służy nam za wygodna wymówkę dla naszych niepowodzeń.

źródło

Ludzki umysł nie znosi sytuacji niepewności. Jesteśmy przyzwyczajeni, że coś musi wynikać z czegoś. Nic więc dziwnego, że do tego stopnia przyzwyczailiśmy się do przyczynowo-skutkowych wniosków, że każde zdarzenie - dobre czy złe, musi mieć swoją przyczynę. I tak dochodzimy do nieszczęść powodowanych przez rozbite lustra.

Nigdy nie plułam przez ramię, nie odpukiwałam w niemalowane drewno, ani nie podśpiewywałam rymowanek odczyniających nieszczęście, które sprowadził na mnie czarny kociak... No dobra, zdarza mi się złapać za guzik i szukać dymu z komina, gdy mijam na ulicy kominiarza :) Jestem fanką przesądów, nawet tych, które uważam za głupie, bo to w co wierzymy dużo mówi o tym, jacy jesteśmy. Przesądy to swoista ochrona przed losowością i nieprzewidywalnością zdarzeń.

Najciekawszym przesądem zawsze wydawał mi się przesąd, z którym obecnie ciężko jest spotkać się w codziennym życiu. Korzeniami sięga on wieku XIX i momentu zetknięcia się dzikich plemion z wynalazkiem aparatu fotograficznego. Nieco później przesąd rozpowszechnił się także wśród słabiej wykształconych warstw społecznych. Niechęć wobec pozowania do zdjęć towarzyszyło irracjonalnemu przekonaniu, że fotografia potrafi skraść duszę. Niepiśmienni ludzie nie potrafili pojąć jakim sposobem można utrwalić rzeczywisty obraz człowieka, dlatego zaczęli traktować aparat fotograficzny jako diabelski wynalazek.
Moim zdaniem wykorzystanie tego motywu w literaturze, horrorze, czy filmie psychologicznym mogłoby okazać się trafionym pomysłem.

Wiele przesądów łączy się z użyciem różnego rodzaju przedmiotów codziennego użytku, jak na przykład parasolki. Według jednego z przesądów, dominujących szczególnie na terenie Wielkiej Brytanii nie wolno otwierać parasolki w pomieszczeniu.

Jedno z możliwych wytłumaczeń powstania tego przesądu mówi, że w okresie, gdy parasolki stosowano w celu ochrony przed słońcem, otwarcie jej będąc pod dachem miało obrażać boga słońca. Inna wersja natomiast tłumaczy, iż parasol symbolizuje ochronę przed życiowymi kłopotami, a otwieranie go w domu (szczególnie będąc gościem) miało być obrazą dla dobrych domowych duszków, które mogą przez to opuścić dom. Jeszcze inna wersja mówi o tym, że otwarcie parasola w zamkniętym pomieszczeniu może sprowadzić deszcz – podobnie jak otwieranie parasola w słoneczny dzień. Jako, że przesądy tego rodzaju szczególną popularność zyskały na terenie Anglii, której pogoda często obfituje w deszcze, można spodziewać się że są konsekwencją zaistniałej sytuacji niepewności, chęci przypisania komuś winy za niespodziewaną zmianę pogody.

Czarnych kotów, szczególnie w piątek trzynastego, ludzie wystrzegają się jak diabeł święconej wody. Koty uważane są za zwierzęta bardzo tajemnicze i z tego powodu powstało na ich temat wiele niesamowitych historii oraz wiele przesądów łączy się bezpośrednio z postacią kota. 

Źródeł tych przesądów można szukać już u starożytnych Egipcjan z postacią bogini Bastet – kobiety z głową kota. W mitologii greckiej pojawia się bogini Artemida, która na ziemię przybyła w postaci czarnej kotki. W tamtych czasach czczono koty jako bóstwa, jednak wraz z przyjściem ery chrześcijaństwa zostały one kojarzone z zabobonami, magią i Szatanem, szczególnie czarne koty z powodu ich ubarwienia. W czasach polowań na czarownice przypisywano kotom umiejętność widzenia innego świata, niedostępnego dla ludzi. 
Kocia obecność jako istoty związanej z czarownicami, miała oznaczać obecność złego. 


Jestem ciekawa jakie przesądy są wam bliskie i czy rzeczywiście zdarza się wam reagować na przesądy odczynianiem uroków :) Piszcie. 


Czytaj więcej »
0 komentarze

Umieralnia


Nie jest to temat chętnie poruszany na blogach. Wypowiedziałam się w takiej a nie innej formie, tylko by pokazać moje osobiste zdanie, którego w żadnym wypadku nie zamierzam narzucać innym ani forsować w jakikolwiek sposób. Jeśli chcesz zapoznać się z tekstem zapraszam do czytania i wyrażenia swojej opinii. Jeśli wolisz omijać ten temat - zapraszam do innych moich tekstów. 

Nie wiem, jak ty to znosisz. Jest tu tak przeraźliwie cicho. Jakby ktoś nader życzliwy lub zwyczajnie złośliwy wyłączył opcję "dźwięk". Jest też szaro i brak jakichkolwiek zapachów, ale nieobecność dźwięków udziela mi się najbardziej. Przyglądam ci się już jakiś czas i wiem, że ty też za nimi tęsknisz. Szczególnie nocą, gdy szarość ścian stapia się z szarością podłóg, a szarość twarzy rozmywa się w szarości pościeli. Powoli wszystko wokół nas staje się czarne i tak właśnie nadchodzi tutaj wszechogarniająca noc. Nie ma tu światła, w którym pióra moich skrzydeł mogłyby mienić się dając ci chociaż odrobinę nadziei. Czy w takim świetle można mnie jeszcze nazywać Aniołem?

Całkowita bezdźwięczność zaczyna panoszyć się wśród milczących ścian. Gdyby tylko ktoś chrapał, albo jęczał przez sen bardzo boleśnie - nawet jeśli miałabyś to być ty, poczułbym się lepiej. Trochę bliżej ginącej z każdym dniem realności, do której oboje się przyzwyczailiśmy przez te wszystkie lata, gdy podążałem za tobą krok w krok.

źródło
Siadam na krześle i tylko patrzę na ciebie. Czuję się jak pies, czekający na powrót swojego pana - zagubiony i nic nie znaczący. Ta noc przepełniona czekaniem wydaje się nie mieć końca, a wraz z wyczekiwaniem rodzi się we mnie szaleństwo. Są takie momenty, gdy zaczynam wierzyć, że wokół nas - w szpitalnych, identycznych pod każdym względem łóżkach nie leżą już ludzie, tylko puste, uporczywie milczące powłoki. Mam wrażenie, że życie robi tutaj za niestosowną pomyłkę, niefortunny przypadek. I wstyd mi za to, że mam czelność oddychać.

Czy nie widzisz tego, jak świat niebezpiecznie się zmniejsza? Że zamyka się już tylko w obrębie czterech ścian. Powietrze nasyca się nieprzyjemny gorącem. Nie czujesz tego, że jesteśmy pogrzebani żywcem? Chcę ci o tym opowiedzieć. Chcę żebyś to zrozumiała.

Ile to lat minęło? Całe wieki w umieralni. Nie pogodziłem się jeszcze z twoim losem. Taką mam naturę, by mieć nadzieję nawet, gdy ty ją tracisz. Nie wiem, czemu nadal tu jestem. Tutaj ludzie nie krzyczą już o ratunek. Leżą potulnie w swojej pościeli, jak w czekających na zamknięcie trumnach. Umierasz stopniowo, zbyt wolno, by nie zwrócić na to uwagi.

Cicho. Ta cisza zabrała ci realność istnienia. Tak cicho. Prawie słyszysz w głowie huk dalekiego miasta ze swoich wspomnień. Wiem, co myślisz - w umieralni powinno być głośno. Słyszę cię, gdy próbujesz przebić się przez ten mur ciszy. Wrzeszczysz, krzyczysz, łkasz.. Niemo. Jesteś martwa. Wkrótce odłączą twoją aparaturę. Zabiorą cię z umieralni, gdzie nawet ja, twój dobry Diabeł nie wytrzymam za długo.
Czytaj więcej »
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
BIAŁO-CZARNA. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polub

Dołącz