Przyznam się, że temat nie interesował mnie wcale przez długi okres czasu. Niedawno jednak określenie pokolenia Y zaatakowało mnie znienacka i wyośliło prosto w oczy kim właściwie jestem. Jestem więc generacją ja, ja, ja! generacja patrz na mnie czyli w języku bardziej zrozumiałym - samolubną ekstrawertyczką. Popadam w stagnację, a mój infantylizm podkreśla brak życiowego celu, a lenistwo - brak chęci, by obrać sobie taki. Rodzice dali mi wszystko, a maksimum wysiłku w moim mniemaniu to roznoszenie ulotek na rynku w nieprzyjemnie słoneczny dzień.
Pac! I z taką etykietą rzeczywiście poczułam się jak dziecko, na które dorośli patrzą z pobłażliwą wyższością. Czy taka właśnie jestem? Czy wy tacy jesteście?
![]() |
źródło |
Wydaje się, że czasy gdy oryginalność była w cenie minęły, tylko my nie zdążyliśmy zdać sobie z tego sprawy. Czujemy się oryginalni robią to samo, co wszyscy. Niesamowity paradoks - powoli stajemy się tacy sami, dążymy do pewnego wzorca, naszym celem staje się bylejakość, a pomimo to jesteśmy święcie przekonani o swojej wyjątkowości.
Tłumaczymy to sobie inspiracjami. O tak! Lubimy się inspirować, setki blogów oferują nam zestawienia tego, czym warto inspirować się, by być na czasie. Inspiracja obecnie staje się pretekstem do ślepego podążania za trendami.
Więc jemy zdrowo, ćwiczymy z kobietą, z którą osobiście nie zamieniliśmy słowa, Rozwijamy się, kursy chińskiej kaligrafii gwarantują nam niepowtarzalność. Dodatkowo i nie ma w tym już pozytywnego wydźwięku, rozwijamy w sobie małostkowość. Największym wyczynem pokolenia Y była protestacja przeciwko Acta. Wybuchamy za to świętym gniewem i przesadnym oburzeniem na wszelkiej maści forach internetowych i wszystkich stronach umożliwiających pozostawienie swojego komentarza.
Problemem jest to, że wszyscy my chcemy być w centrum uwagi. Chcemy, by to na nas patrzył cały świat - zależy na lajkach i obserwatorach nie tylko w blogosferze. Nie zależnie od tego, czy mamy coś do pokazania czy nie chcemy być wychwalani pod niebiosa. A gdy wszyscy patrzą na samych siebie i domagają się uwagi - kogo tak na prawdę widać? Scena pozostaje zapchana armia krzykaczy domagających się uwagi i uznania. Może lepiej, żeby pozostała pusta?
Nie tworzy nas pokolenie. Sami siebie tworzymy i nie musimy markować się wielkim Y na czole (ani nigdzie indziej). Znalezienie definicji siebie może być trudne, ale jest warte poszukiwania i cenniejsze niż korzystanie z gotowej definicji pokolenia Y.