Content

Uzależnienie nie jedno ma imię

Na początku lipca postanowiłam wykorzystać wakacyjną tendencję do niewychylania nosa na światło dzienne i przeżyć mój pierwszy (od kilku dobrych lat) miesiąc bez makijażu. Postanowienie wcale nie wydawało się takie wielkie i trudne więc dość szybko zabrałam się za jego realizowanie: kosmetyki pochować do szafek, ułożyć wszystko w toaletce i zamknąć na kluczyk i załatwić wszystkie sprawy wcześniej, żeby nie musieć ruszać się z domu... Dopiero, gdy na chwilę przystanęłam na tym punkcie zorientowałam się, że jestem uzależniona od makijażu. 


Noszenie makijażu sprawia mi przyjemność. I wiem doskonale, że nie jestem pod tym względem osamotniona. Nawet lekki makijaż, który nie wykracza poza delikatny podkład z filtrem UV i pomalowane rzęsy sprawiają, że dużo swobodniej poruszam się po mieście. Wieczorne wypady, czy późne wykłady na uczelni wymagają jednak i przypudrowania i poprawienia sobie humoru czerwoną szminką
Do tamtej pory nie spodziewałam się jednak, jak bardzo będzie mi brakować tych właśnie (niby nic nie znaczących) małych przyjemności.
Wrażenia z tego wakacyjnego eksperymentu próbowałam notować dzień po dniu, ale po czterech dniach moja relacja i cały eksperyment upadł. Nie wytrwałam i (uwierzcie mi) ciężko mi przyznać się, że w tak błahej rzeczy poniosłam porażkę. Tłumaczyłam sobie to troską o ochronę cery, która mimo wszystko łapała ostre promienie letniego słońca, ale teraz widzę tą sytuację nieco inaczej, bo w relacjach z dni mojego odpoczynku napisałam:
"Nie wiem, czy słowo okropne, jest adekwatne." 
Dzisiaj mogę powiedzieć, że w stu procentach słowo okropne jest idealne. Wraz z brakiem makijażu pojawiała się obsesja, z której wcześniej nie zdawałam sobie sprawy - ciągłe zerkanie w lusterko odrywało mnie od wszystkich czynności, jakich się podejmowałam. Mając na sobie makijaż nie musiałam już przejmować się wyglądem i naturalnie nie było to dla mnie tak ważne. W ciągu dnia spojrzenie w lusterko zdarzało mi się tylko wtedy, gdy jakieś akurat mijałam :) a tu nagle złapałam się na tym, że ciągle biegam w te i w tamte do lustra - od przedpokoju do łazienki i znów do małego lusterka przy toaletce.
Nawet gdy odpoczynek odbijał się pozytywnie na kondycji mojej cery to nadal brak makijażu był dla  mnie tak dużym dyskomfortem, że poddałam się i zrobiłam pełny makijaż.
"Ulga i kamień z serca..."
Powoli przyzwyczajam się do tego, że makijaż nie jest wyznacznikiem udanego dnia i chęci do pracy, a raczej małymi kroczkami próbuję sobie to jakoś skutecznie wbić do głowy. Z drugiej strony w całym tym postanowieniu zapomniałam o tym, co najważniejsze - dobrym samopoczuciu. Jeśli makijaż sprawia mi przyjemność, to czy powinnam pozbawiać się tej przyjemności?
Na razie z radykalnymi odwykami koniec. Raz w tygodniu funduję sobie dzień odpoczynku dla cery, nadal w dniach, kiedy nie mam wielu obowiązków. Wystarczy. Być może...

Jakie wy macie doświadczenia z makijażem?

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
BIAŁO-CZARNA. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polub

Dołącz