Content

Biało-czarna Pani Domu

Jeśli nie podoba ci się określenie kura domowa, nazwij się Panią Domu (z dużych liter, koniecznie), z pewnością poprawi ci to humor, gdy ręka prawie odpada od tarcia trzech kilogramów papryki. Mnie przynajmniej pomogło.
Porwałam się na gotowanie jak wariat z motyką na słońce. Mam 23 lata i do tej pory mój kontakt z kuchnią ograniczał się do podgrzania gotowego jedzenia, zrobienia kawy i pieczenie domowego chleba (o tak! piec to ja potrafię... przynajmniej). Kwestia zup, przecierów, dżemów i soków była mi kompletnie obca, nie wspominając już o wekowaniu przetworów na zimę.
Dzisiaj korzystając z wolnego dnia i fundując sobie intelektualny odpoczynek odłożyłam Alfreda Tarskiego i wyjęłam z kuchennej szafeczki tarkę, nóż, kilka miseczek i blender. W. przyniósł zakupy, a potem rozsiadł się wygodnie przed komputerem. Pierwsza myśl? - Czy to oznacza, że oficjalnie decyzja o gotowaniu zakwalifikowała mnie jako robota kuchennego? Decyzja została jednak podjęta, zakupy zrobione i nie sposób się z niej wycofać.
Pod całodniowej pracy, zmęczonych rękach, bolących plecach i ogólnym zniechęceniu i braku apetytu efekt przedstawia się następująco:

2 litry kremu dyniowego
6 słoiczków sosu paprykowego
1 litr soku z papryki
2 słoiki kompotu gruszkowego
!
Teraz tylko pasteryzować i gotowe.
Jakie to niesamowicie intensywne uczucie, gdy po całym procesie - gdy już wiesz, że jedzenie jest pyszne, a twój luby z wdzięczności za wszelkiej maści pyszne rzeczy, którymi wypełniasz lodówkę pozmywał za tobą wszystkie naczynia, okazuje się, że nie potrafisz wekować/pasteryzować i jakkolwiek inaczej cały ten trik się nazywa.

źródło
Przełożenie gorącego dania do słoiczków i odwrócenie ich jakimś cudem nie poskutkowało. Jakim cudem babcina rada mogła nie podziałać? A tak, babcia chyba nigdy nie bawiła się za często w kuchni. Na ratunek rusza więc W. Ładuje słoiczki do garnka, zalewa wodą i bierze się do roboty.

A ja? Cóż włączam komputer i trzymam za niego kciuki. Podział obowiązków to podstawa, szczególnie jak trzeba ratować sytuacje, gdy lepsza połówka coś spieprzy. Chyba lepiej poruszam się na gruncie logiki niż w kuchni. Oficjalnie więc zostaję fanką Chujowej Pani Domu. I z poczuciem (...) spełnionego obowiązku odstawiam garnki... do następnego gotowania.

19 komentarze:

Unknown says:
at: 26 października 2014 16:31 pisze...

Dobre! Fajnie piszesz, mam wrażenie że mamy podobny styl i ironię :D wekowac też nie umiem...a fanką ChP domu od dawna jestem :-D

IloSzy says:
at: 27 października 2014 00:55 pisze...

Ech, skąd ja znam te sytuacje? :p Na szczęście póki co zaprawy, słoiki itp. podrzuca mi mama, ale w przyszłym roku nie wiem jak to wszystko ogarnę... :)

Unknown says:
at: 27 października 2014 01:55 pisze...

Jakbym czytała o sobie! :) Wchodzę do kuchni, niby wszystko jest dobrze, ale prędzej czy później i tak ktoś będzie musiał uratować sytuację...

Unknown says:
at: 27 października 2014 05:09 pisze...

Ja w tym roku postanowiłam zrobić ukłon w stronę mamy i pojawić się w domu z pysznym słoiczkiem sosu paprykowego :) Na szczęście W. opanował wczoraj sytuację i nadal mam ku temu możliwości.
Ogarniesz na pewno, trochę wprawy i musi się udać,albo ktoś doświadczony w kuchni u Twojego boku :P

Unknown says:
at: 27 października 2014 05:13 pisze...

Ważne, że jest ktoś, kto na koniec ogarnie to wszystko :) Mój W. jest po prostu lepszym kucharzem i przede wszystkim lubi to robić. U mnie to był przejaw jakieś dziwnej jesiennej ambicji.

IloSzy says:
at: 27 października 2014 08:17 pisze...

Hmm, w sumie mój luby jest kucharzem, więc powinniśmy dać radę :D

Unknown says:
at: 27 października 2014 08:22 pisze...

Skoro tak się sprawa ma to nie ma prawa się nie udać :)

Unknown says:
at: 27 października 2014 13:44 pisze...

U mnie wręcz przeciwnie, z zupami, domowymi sokami i innymi tego typu pysznościami jakoś się dogaduję, za to jak mam się pogodzić z piekarnikiem to bywa gorąco... Czasem aż za bardzo :)

Unknown says:
at: 27 października 2014 13:46 pisze...

No to kwestia praktyki (tak przynajmniej sobie to tłumaczę) i mam nadzieję wyrobić sobie w kuchni nieco zgrabności :)

kordelka says:
at: 27 października 2014 15:54 pisze...

Szacun za próbę, ja widząc moją mamę uwijającą się godzinami przy wszelakich dżemikach stwierdzam, że nie miałabym do tego cierpliwości. Ale z gotowców oczywiście korzystam ;> A pieczenie moim zdaniem i tak zawsze zbiera większą aprobatę "konsumentów", więc nie jest tak źle! ;D A propo W., widzę kolejne podobieństwo z moim M... Miesiąc na studiach, ja cały czas lecę na mrożonkach i obiadach na mieście, on niemal codziennie gotuje sobie porządne, niedzielne obiadki. I weź tu przy takim bądź Perfekcyjną Panią, no nie da się ;/
PS. Chujowa Pani też od dawna polubiona, jako manifest zaprzeczenie stereotypom! A przynajmniej tak będę sobie wmawiać ;)

Niki says:
at: 28 października 2014 03:36 pisze...

Gotować mogę - uwielbiam :D Rzuciłam się na głęboką wodę, bo nigdy nie gotowałam, aż do czasu zamieszkania z Lubym i konieczności ogarnięcia garnków :D A jak słyszę, że coś zrobiłam lepiej od teściowej to serce z dumy puchnie (a słyszę często <3) :D Piec nie potrafię za cholerę - zamiast ciasta zrobiłam ciastka, a zamiast ciastek ciasto (długo by tłumaczyć) - więc z wypieków zrezygnowałam. Przetwory pomagam robić mamie od 10 roku życia, wiec pewnie sama też bym dała radę, ale z mamą lepiej i pewniej, że nie wszystko pójdzie do śmieci :D

Unknown says:
at: 28 października 2014 03:53 pisze...

Tyle podobieństw ! Przypadek? - nie sądzę :)
Ja tytuł perfekcyjneGO mogę oddać W i całą kuchnię z resztą też.

Unknown says:
at: 28 października 2014 03:54 pisze...

Ja rzuciłam się na głęboką wodę z przetworami. Nigdy nie byłam nawet świadkiem jak taki proces ma właściwie wyglądać, ale jakimś cudem wyszło całkiem smacznie. Jestem z siebie dumna :)

Niki says:
at: 28 października 2014 05:57 pisze...

W takim razie ja też jestem z Ciebie dumna :D Nie ma co ukrywać, jesteśmy zaj*biste :D

Unknown says:
at: 28 października 2014 06:03 pisze...

A co! :D

Ania says:
at: 28 października 2014 07:03 pisze...

Moja wiedza kulinarna jest na poziomie 1-1,5%, co jak na kogoś, kto stał przy garach 2 razy w życiu jest chyba sporym wynikiem, a moim życiowym osiągnięciem jest spalenie biszkoptu w 50 stopniach w 2 minuty. Nie pytaj-jak.

kkk says:
at: 29 października 2014 04:15 pisze...

ja swoje zmagania z gotowaniem zaczęłam jakiś czas temu, przede mną jeszcze długa droga :D

Karolina says:
at: 29 października 2014 14:27 pisze...

piszesz bardzo ciekawie :) ja lubię gotować , ale mało kiedy znajduję czas.
http://carolinaa-carolinaaa.blogspot.com/

Unknown says:
at: 3 listopada 2014 15:56 pisze...

@_manekineko_ W gotowaniu chyba nie ma czegoś takiego jak meta, finish :) cały czas można stawać się lepszym i doskonalić swoje dania, albo tworzyć coś zupełnie nowego. Przed każdym droga wydaje się nie mieć końca :)

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
BIAŁO-CZARNA. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polub

Dołącz