Content

Efekt ruskiej zimy

Pakuję się z walizką na peron. Nadjeżdża pociąg. Czeka mnie jeszcze 6 godzin podróży do domu, a już jestem zmęczona. Z trudem walczę z ciężarem walizki wciągając ją za sobą po kilku schodkach i ruszam polować na swoje miejsce.
Mój przedział jest duszny,ale to całkiem normalne o tej porze roku, kiedy nie pada deszcz. Siedzi w nim zakonnica i starsza pani, gdy wchodzę rozmawiają. Są uśmiechnięte i częstują się ciasteczkami z plastikowego pudełka, po dużych walizkach i plecakach widać, że będą jechać daleko, być może nawet do ostatniej stacji, co oznaczałoby, że mają jeszcze 10-11 godzin jazdy.
Siadam tak blisko drzwi jak to tylko możliwe. Chciałam poczytać książkę, ale w takich okolicznościach wolę nie chwalić się okładką.
Czas mija powoli. Pociąg wydaje się zadziwiająco cichy. W końcu pana pytanie - "Pani pewnie studentka?" Kiwam głową i dodaję, że już trzeci rok. Uśmiechają się do siebie, spotykają pełno studentów, mówią, lubią czasem porozmawiać z kimś młodym itp. Odpowiadam z czystej uprzejmości. Rozmawiamy chwilę, aż do momentu, gdy pada to niezręczne pytanie - "co pani właściwie studiuje?"
Pytanie pada wprost, więc nie dam rady wymigać się od odpowiedzi. Obie panie przeszywają mnie wzrokiem pełnym szczerej ciekawości, a ja kalkuluję zyski i straty udzielenia odpowiedzi.
Poddaję się, odpowiadam zgodnie z prawdą, że jestem studentką psychologii..

źródło


Mam już pewne doświadczenie w tym, co dzieje się kiedy kierunek moich studiów wychodzi na jaw. Spotkałam się z dwiema skrajnymi reakcjami na taką informację.

Pierwszą z nich jest "akcja terapia", czyli jestem zasypywana ciągiem informacji z życia pasażera, często nie są to przyjemne wspomnienia, które nagle musiał z siebie wyrzucić i skoro nawinął się już jakiś psycholog, to można spokojnie "spuścić" się na niego potokiem swoich żalów.
Oczywiście rozumiem to, że ludzie żyją w stresie i napięciu i zwyczajnie muszą rozmawiać o tym co ich boli, żeby chociaż na chwilę oczyścić się z tego wszystkiego. To, czego nie rozumiem to żądanie udzielenia im pomocy, rady, wskazówki, czy wystawienie pełnej diagnozy albo podania na tacy gotowych rozwiązań.
Taka "terapia pociągowa" nie ma najmniejszych szans, a rzucone na szybko rady (szczególnie dotyczące na prawdę trudnych i poważnych spraw) mogą tylko przynieść więcej szkody. Jedynym plusem to chwilowa ulga, że znalazł się ktoś, kto nas w końcu wysłuchał, całkiem jednostronnie, nie próbując przebić naszej niedoli swoją. Bo mimo tego, że nie popieram "akcji terapia" to słucham - zawsze, gdy ktoś potrzebuje mówić.

Druga reakcja jest zupełnie inna. To właśnie z nią spotkałam się tego pięknego dnia, a nazywam ja "efektem ruskiej zimy", których dosłownie odpycha wszystkich i wieje chłodem w stronę każdego, kto tylko usłyszał słowo "psycholog"...
Tak więc wracając do historii pada to zakazane słowo, a przemiłe panie wymieniają się zdziwionymi spojrzeniami, jakbym właśnie przyznała się do bycia Szatanem w ludzkiej postaci. Pani z ciasteczkami ucieka spojrzeniem za okno i tylko wzdycha już nieco ciszej "mój wnuczek chodził do takiej jednej, nic mu to nie dało, a tylko pogorszyło. Takich głupot mu ta kobieta napchała do głowy!", na co zakonnica kiwa głową.
Nie odpowiadam, a potem nie dzieję się już nic. Zapada cisza i mija chwila zanim kobiety zaczynają znów rozmawiać, ale już tylko ze sobą nawzajem.

Wybierając kierunek studiów i przyszły zawód, byłam przekonana, że społeczeństwo nie widzi psychologa jako szarlatana, który patrząc w oczy drugiej osobie w magiczny sposób wie o niej wszystko ( + kradnie duszę, oczywiście). Myślałam, że to przesadzona wizja, która pojawia się tylko w kiepskich żartach. Do dzisiaj dziwię się, że jednak na mojej drodze spotykam ludzi, którzy szczerze w to wierzą. Panie z przedziału nie miały może tego na myśli, ale spotkałam też ludzi, którzy szczerze byli przekonani, że potrafię wyczytać ich osobowość z ruchów ciała!

Nie rozumiem całej tej atmosfery strachu przed psychologami w najróżniejszych sferach życia. Nie jesteśmy przecież maszynami do analizowania zachowania. Celem naszej egzystencji nie jest rzucanie się na każdy ochłap patologii, zaburzenia, czy cierpienia. Wbrew temu, co się o nas mówi - jesteśmy normalni :)

5 komentarze:

Łosiek says:
at: 19 września 2014 04:30 pisze...

Nie jest to zbyt przyjemna historia, nie umiem w sumie nazwać tego, jak rozumiem reakcję tych kobiet. Ale im się nie dziwię. Widzisz - jesteś postrzegana przez pryzmat tego, jak ludzie postrzegają psychologów w ogóle. Na przykład moja jedyna styczność z psychologiem i sytuacja, w której mogłam ukształtować jakąś swoją opinię na ten temat, to historia siostry mojej przyjaciółki, która chodziła zarówno do psychiatry, jak i psychologa, a ta druga pani bardzo mąciła w rodzinie i moja przyjaciółka miała przez to dużo kłopotu, ponieważ mama obu dziewczyn bardzo brała sobie do serca rady pani psycholog, zdaniem przyjaciółki (która przecież dobrze swoją siostrę zna) - nietrafione. Pani orzekła na przykład, że jej siostra jest zamknięta w sobie i nieśmiała, co jest wierutną bzdurą, bo nawet ja wiem, że ta dziewczyna uwielbia być w centrum uwagi. Nie dziw się więc takim rozmowom. Ludzie są różni i mają różne doświadczenia, nie każdy psycholog, spotkany przez nich w przeszłości, musiał dobrze wykonywać swoją pracę. Twoim zadaniem jest wykonywać w przyszłości swoją pracę tak dobrze jak umiesz, żeby w nikim nie zrodziły się takie opinie, jak w tych paniach.

Unknown says:
at: 19 września 2014 05:22 pisze...

Oczywiście nie twierdzę, że każdy psycholog jest wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie i nie można podważać jego słów ani kompetencji. Co więcej sama spotkałam wielu niekompetentnych ludzi na tym stanowisku i jest to bardzo przykre, że budują one taki a nie inny obraz psychologa.
Smutne jest to, że kiedy już raz pojawi się w naszych głowach opinia na czyjś temat to bardzo ciężko jest ją zmienić, szczególnie w przypadkach gdy jest utwierdzana latami. Idąc na te studia sama nie miałam kontaktu z psychologiem wcześniej - poszłam tam tylko z powodu swoich zainteresowań i stąd całe moje zdziwienie w tej kwestii.
Dziękuję Ci za komentarz i podzielenie się historią koleżanki. Każda taka sprawa daje do myślenia.
Pozdrawiam.

Kaasja says:
at: 24 września 2014 06:52 pisze...

Swietnie napisane, nie moglam sie oderwac :) !

Niki says:
at: 25 września 2014 10:35 pisze...

Bawi mnie taka reakcja ludzi na słowo psycholog czy psychiatra. Jakby te specjalizacje nie powinny istnieć, a sami psycholodzy i psychiatrzy powinni siebie leczyć i ukrywać. Społeczeństwo jest strasznie nieprzystosowane do tego, że człowiek może potrzebować pomocy od strony umysłowej, duchowej, a nie tylko fizycznej. A jeśli się trafiło na jednego złego psychologa, to trzeba iść szukać drugiego, lepszego, a nie wrzucać wszystkich do jednego wora. Bo jak jeden mechanik samochód źle naprawi, to się szuka lepszego, a nie złomuje samochodu od razu.
Pozdrawiam

Unknown says:
at: 25 września 2014 10:59 pisze...

Dokładnie! Świetne porównanie. Niestety wiele osób nie traktuje psychologa na równi z zawodem takim samym jak każdy inny.
Słyszałam też od niektórych osób, że takie kierunki jak psychologia, czy psychiatria jako już specjalizacja medycyny interesują tylko osoby, które same mają problemy psychiczne i chcą "naprawiać siebie" na własną rękę. Inni znów mówią otwarcie, że psycholog to zwykły naciągacz i "przyjaciel za pieniądze"...
Nie ma w nas Polakach jeszcze otwartości - ani na psychologów, ani na ich pacjentów.

Dziękuję za odwiedziny komentarz :)

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
BIAŁO-CZARNA. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polub

Dołącz