W czasie wakacji na terenie domów studenta obowiązują warunki hotelowe – taki wyrok padł, gdy przyjechałam tutaj 4 lipca. Ok, spoko, mogę się dostosować – nowy pokój (brzydki? oh nie~! Odrażający, ze ścianami gęsto udekorowanymi odciskami butów rzucanych zapewne w stronę komarów), brak lodówki, mieszkanie na parterze… Co te warunki hotelowe jeszcze mogą oznaczać? A no okazuje się, że zasikane deski, brud pod prysznicami, pozatykane krany tu i ówdzie (..blabla…bla), ale to nie koniec cudów w te wakacje! Nigdy nie pomyślałabym, że zamieszkam kiedykolwiek na placu budowy – co za miła niespodzianka… (już pamiętam czemu nienawidzę niespodzianek). Tak w środku lata mam pozamykane okna, bo wszędzie lata kurz i piasek. Budzi mnie huk gruzu zrzucanego z okna na czwartym piętrze. Wychodząc na miasto wpadam po kostki w piasek (hmmm… prawie jak mieszkanie na plaży?). I chociaż remontują blok obok (z 12 metrów od moich okien??) to i tak aż strach wychodzić, żeby nie dostać czymś po głowie, albo chociażby piaskiem po nogach…
Ekstremalne wakacje? Nie prosiłam się, a mam.
Ekstremalne wakacje? Nie prosiłam się, a mam.
0 komentarze:
Prześlij komentarz