Content

0 komentarze

Anioły z moich bajek

 Anioły z moich bajek mają często płomiennorude włosy. To pierwsza zbrodnia wobec niebiańskiego ideału. Nie ma jednak obaw, bo włosy moich aniołków szybko zaczynają siwieć i coraz bardziej przypominają te białe, niebiańskie loki. Mam też armię aniołków w kolorze blond, całą masę szatynów i brunetów, ale te rude zdecydowanie lubię najbardziej. Pewnie dlatego, że im najdalej do znudzonego anielskiego kanonu. A ja nie gustuję w ideałach. 
źródło
Moje anioły trudno jest rozpoznać na pierwszy rzut oka. Pamiętam czasy, gdy było to o wiele łatwiejsze. Anioły nosiły wtedy polne kwiaty wplecione w swoje nieuczesane włosy, a ciała chowały pod szerokimi, zwiewnymi materiałami. Były rozpoznawalne i chętnie przyprowadzały do mnie masę innych potencjalnych aniołków.
Dzisiaj anioły są różnorodne. Mają długie lub krótkie włosy. Zdobią się w skóry lub markowe garnitury. Na szyi odwrócone krzyże, medaliki ze świętym Krzysztofem, albo drogie krawaty przeszyte złotymi nićmi. Jedni nie mają dachu nad głową, a inni latają pod sklepieniem nieba kilka razy w tygodniu w różne miejsca świata pierwszą klasą.

Polubiłam każdy rodzaj anioła, jaki spotkałam na swojej drodze. Uwielbiam anioły, ale jest jeden mały szczegół, który nie daje mi spokoju. Moje anioły nie potrafią latać. Dawno, bardzo dawno temu ktoś oderwał im ich przepiękne skrzydła, a one zapomniały, że w ogóle kiedyś je posiadały.
Było mi smutno z ich powodu, ale dziś wiem, że z pary wielkich skrzydeł na plecach i tak nie miałyby żadnego pożytku w tym świecie.
Właśnie dlatego, po dogłębnym przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw, postanowiłam zrekompensować tę stratę moim aniołkom czymś innym. Wyposażyłam więc każdego mojego aniołka w woreczek białej, sypkiej kokainy.

Anioły kochają kokainę. Zwykle wciągają ją nosem, czasem smarują nią zęby, lub wpychają do pochwy, a potem latanie to najbardziej oczywista z możliwości. Kokaina nie jest jedynym bogiem moich aniołków. Lubią też heroinę, chętnie biorą do ust starannie skręcone papierosy z cannabis. Jednak to kokaina ich tworzy i szybko uświadamiają sobie, że bez niej są niczym. Żałośnie śmiertelni, mają przed sobą obraz własnej bezcelowej egzystencji. Są jak każdy inny człowiek stąpający po ziemi. A tej myśli moje aniołki nie mogą znieść.

Wraz z koką daję im sny o potędze. Tworzę z moich aniołków prawdziwych bohaterów. Podaję im bielutki proszek i daję z nim nowe życie - ponowne narodziny anioła. Dotyk po niej to zatracenie. Seks bez niej przypomina moim aniołkom przykry obowiązek z trudnym do osiągnięcia poczuciem zaspokojenia. Za ich oknami mgła ścieli się nad zepsutym, szybkim tętnem miasta. Seks na szaro... A po kokainie? Słuchaj aniołku, po niej jest to dzikość i namiętność bogów. Każdy dotyk, jest milionem dotyków, a szept miłości nie dociera do mózgu, ale rozchodzi się jak fala gorąca po każdej komórce twojego ciała. Nie potrzebujesz więcej, by dolecieć do nieba.

Nie pytaj mnie ile aniołków błądzi w tym momencie po ulicach miast tego świata. Nie jestem pewna. Nie jestem ich opiekunem. Wiem tylko, że części z nim odebrano wolność, wyrwano te urojone skrzydełka, które im podarowałam. Leżą w szpitalach i na odwykówkach pośród szarych, bywa że miękkich ścian.
Żal mi tych głodnych, ale dla każdego mojego aniołka mam tylko jeden darmowy woreczek boskiej kokainy.

Potem aniołku, musisz radzić sobie sam.

Czytaj więcej »
0 komentarze

Roxanne, nie musisz zapalać czerwonej latarni.

Jestem kimś w rodzaju utrzymanki... to zadanie można przeczytać nie tylko na forach internetowych, gdzie nieśmiałe małolaty wklejają swoje przyprawiające o ból głowy historie. Na ten sam tekst natknęłam się w jednym z maili, jakie całkiem niedawno dostałam, potem jeszcze kilka razy na paru stronach, aż w końcu w szczątkowych relacjach starszych znajomych po fachu. Imion i nazwisk nie znam i nie jestem zainteresowana. Znam za to wiek, poziom wykształcenia, przybliżony dochód i powody, dla których młode dziewczyny chcą sobie dorobić w szybki i na pierwszy rzut oka prosty sposób.
Możecie myśleć co chcecie, ale dla mnie prostytucja i wszelkie jej pomniejsze formy były zawsze postrzegane w kategoriach pójścia na skróty. Dużo łatwiej jest opłacić sobie weekendowy wyjazd za pieniądze, które wręczy nam miły pan pod czterdziestkę, za udany wieczór we dwoje, niż harować na tą samą kasę przez tydzień - łącząc pracę z zajęciami na uczelni przykładowo. Nic jednak nie jest czarno-białe, a prosta droga, bardzo łatwo może okazać się ślepą uliczką.

źródło
Prostytucja to już nie tylko pochylanie się do oka samochodu, wystawiając tyłek na widok publiczny przypadkowych ludzi z ulicy. To już nie miniaturowe skrawki ubrań, które istnieją tylko po to, by paletą neonowych kolorów przyciągnąć kogoś w średniej klasy samochodzie. A do sprzedawania dostępności do twojego ciała nie musisz być zmuszana przez wielkiego alfonsa, który wraz z poranną dawką kokainy przynosi informację od której i gdzie masz zacząć pracę.
Minęły też czasy prostytucji-spektaklu, gdzie jednocześnie mogłaś cieszyć się opinią wielkiej artystki, a tym większej im bardziej wpływowym ludziom mogłaś zaoferować to i owo.

Prostytucja przeniosła się na całkiem przyjemny grunt zacisza wynajmowanego mieszkania, a klient zwykle jest stały i sprawdzony. Do tego uczciwy i skory do szczodrości względem swojej ulubienicy - już nie niedouczonej i wyniszczonej, ale zadbanej, zdrowej i studiującej silnej kobiety z ambicjami na przyszłość i przyjazną rodzinką w mieście na drugim końcu kraju.
Klienci też się zmieniają, chociaż o tym nie mówi się tak często. Zazwyczaj klient nie jest już poważanym ojcem i wzorowym mężem, a prostytutka to dla niego chwilowa odskocznia, czasem jednorazowa, i przeważnie nie na dłużej niż jeden raz. Obecnie klientami stają się młodzi mężczyźni, niezwiązani formalnie z żadną kobietą, a powodem płacenia za towarzystwo staje się zyskanie poczucia władzy nad inną osobą. Z tego też powodu związki takie nabierają długotrwałego charakteru i częściej mieszają się z życiem prywatnym niż to miało miejsce w klasycznym modelu. Sama relacja pozwala na tworzenie złudzenia bliskości, które czasem może omotać jedną ze stron - zwykle, nie trudno się domyślić, tą słabszą i podrzędną.

Dziewczyny, które decydują się na znalezienie alternatywnych źródeł dochodu są młode, wykształcone, najczęściej to studentki, którym nieco okrojony przez rodziców budżet nie pozwala na to, by szaleć. A studia to ten czas, kiedy powinno się zwiedzać świat, odwiedzać teatry, dbać o urodę i kondycję fizyczną, a także zdobywać wartościowe kontakty biznesowe. Wszystko to można łatwo pogodzić, gdy tylko złapie się za portfel odpowiedniego sponsora. Chłodne, przemyślane i przekalkulowane decyzje. Nic więcej. Bo profity z relacji to coś więcej niż dżinsy za zrobienie loda.
I w pewnym momencie okazje się, że są pieniądze, jest więcej czasu na realizowanie marzeń i pasji, bo już nie potrzeba wieczorami nachalnie wydzwaniać do ludzi z call center. Jest wszystko i przychodzi to łatwo.

Pojawiają się usprawiedliwienia, bo przecież jest to zajęcie tylko na jakiś czas i nikt na tym nie cierpi. Nie jestem zwolenniczką takich metod zarabiania, ale nie jestem też zwolenniczką negowania świadomych i zdecydowanych wyborów, jeśli nie mają negatywnych skutków dla społeczeństwa. No można jeszcze iść o moralność...a gdy już idziemy o kwestię moralności, to czym różni się utrzymanka od kobiety, której kryterium wyboru męża będzie stanowiła liczba cyferek na koncie?
Czytaj więcej »
0 komentarze

Mini poradnik rzucania faceta I

Przyznaj się w końcu - masz dość swojego faceta. Nigdy nie spełnia twoich oczekiwań, spóźnia się na każde spotkanie, a gdy macie wyjść gdzieś razem to on zajmuje łazienkę na ponad godzinę, gdy ty czekasz już w płaszczu i butach w przedpokoju. Znów na urodziny dostałaś różę zamiast biletu do kina? Spójrz na sytuację z innej perspektywy - jesteś kobietą i jesteś na wygranej pozycji! Mam dla ciebie kilka prostych i skutecznych rad, które zrujnują twój związek niezależnie od psychicznej wytrzymałości twojego partnera. Więc jeśli jesteś gotowa na zmiany, czytaj dalej!

źródło

POZNAJ MOC NARZEKANIA
Nie widzisz powodów do zrobienia wielkiej awantury, albo co gorsza on unika bezpośredniego starcia? Zacznij narzekać, na tym polu na pewno nie zabraknie ci manewrów. Do narzekania powód jest zawsze, zainspiruj się pogodą! Zbyt słonecznie? Pada? Za zimno? Za ciepło? Wiatr? Gdy pogoda to za mało weź cokolwiek innego, co masz pod ręką. W menu nie ma twojego ulubionego dania? W parku biega za dużo dzieci? W kinie głośniki buczą za głośno? Koniecznie daj swojemu mężczyźnie do zrozumienia jak bardzo ci to przeszkadza. I nie żałuj sobie emocji. Emocje to podstawa komunikacji! :)


PAMIĘTAJ O PODCINANIU SKRZYDEŁ... 
Twój ukochany właśnie dostał propozycję awansu? Przypomnij mu, że średnio sobie radził z obowiązkami na wcześniejszym stanowisku, a te już z pewnością go przerosną. Właśnie obronił tytuł inżyniera? Musisz wytłumaczyć, że to szczyt jego edukacyjnych możliwości. Szarpnął się na proste, acz efektowne DIY w prezencie dla ciebie - pokaż jak kiepskim wykonaniem może się szczycić (nie daj po sobie poznać, że ci się podoba!)


... I PODWAŻANIU KOMPETENCJI
Ma ochotę upichcić coś specjalnie na romantyczną kolację we dwoje? Nie możesz mu na to pozwolić! Przecież mężczyzna w kuchni = kompletna katastrofa. Plącz się koło niego, podsuwaj przypadkowe przyprawy i koniecznie wmawiaj mu, że idealnie będą pasować, bo to ty znasz się lepiej na gotowaniu. Później pouczaj go do czasu pieczenia mięsa i gotowania warzyw na parze, albo odpowiedniej temperatury dla deseru na zimno. Rób to tak długo, aż samiec uwierzy, że do kuchni po prostu się nie nadaje. Kolacja zrujnowana, a ty jesteś o krok bliżej sukcesu!


TY MASZ ZAWSZE RACJĘ
Jeśli powiesz, że droga przez centrum jest krótsza to oznacza to tyle, że jest krótsza. Przecież to ty poruszasz się częściej po mieście i znasz różne zakamarki, którymi można się przemknąć, by szybciej znaleźć się na miejscu. Nalegaj, że wiesz jak dojechać od a do z, szczególnie, gdy masz tylko mgliste pojęcie, którymi dróżkami dotrzecie tam samochodem. Gdy twój ukochany w końcu zrezygnuje z ciebie jako nawigatora i wybierze inną drogę, uświadamiaj mu jak dużo czasu tracicie z powodu jego braku zaufania do twojego zmysłu przestrzennego.


NIE MA POTRZEBY DAWAĆ ZNAKÓW ŻYCIA
To kobiety mają prawo oczekiwać natychmiastowych odpowiedzi na smsy, czy komunikaty na facebooku. Żaden patriarchalny samiec nie odbierze nam do tego prawa, a co gorsza nie będzie wkraczał w nasze święte kompetencje w tym zakresie. Jeśli ukochany martwi się, dlaczego od kilku godzin się nie odzywasz i zaczyna wydzwaniać - uświadom mu to dobitnie. Podkreśl i to kilka razy, że nic mu do tego gdzie przebywasz i czemu nie odpisujesz. Niech zajmie się swoimi sprawami.


* Dla uzyskania szybkich rezultatów należy stosować rady w 90% kontaktów z lubym mężczyzną. Ah! I jeszcze jedno - systematyczność gwarancją sukcesu :) 

P.S. Pamiętajcie o czytaniu z przymrużeniem oka! 
Czytaj więcej »
0 komentarze

Uzależnienie nie jedno ma imię

Na początku lipca postanowiłam wykorzystać wakacyjną tendencję do niewychylania nosa na światło dzienne i przeżyć mój pierwszy (od kilku dobrych lat) miesiąc bez makijażu. Postanowienie wcale nie wydawało się takie wielkie i trudne więc dość szybko zabrałam się za jego realizowanie: kosmetyki pochować do szafek, ułożyć wszystko w toaletce i zamknąć na kluczyk i załatwić wszystkie sprawy wcześniej, żeby nie musieć ruszać się z domu... Dopiero, gdy na chwilę przystanęłam na tym punkcie zorientowałam się, że jestem uzależniona od makijażu. 


Noszenie makijażu sprawia mi przyjemność. I wiem doskonale, że nie jestem pod tym względem osamotniona. Nawet lekki makijaż, który nie wykracza poza delikatny podkład z filtrem UV i pomalowane rzęsy sprawiają, że dużo swobodniej poruszam się po mieście. Wieczorne wypady, czy późne wykłady na uczelni wymagają jednak i przypudrowania i poprawienia sobie humoru czerwoną szminką
Do tamtej pory nie spodziewałam się jednak, jak bardzo będzie mi brakować tych właśnie (niby nic nie znaczących) małych przyjemności.
Wrażenia z tego wakacyjnego eksperymentu próbowałam notować dzień po dniu, ale po czterech dniach moja relacja i cały eksperyment upadł. Nie wytrwałam i (uwierzcie mi) ciężko mi przyznać się, że w tak błahej rzeczy poniosłam porażkę. Tłumaczyłam sobie to troską o ochronę cery, która mimo wszystko łapała ostre promienie letniego słońca, ale teraz widzę tą sytuację nieco inaczej, bo w relacjach z dni mojego odpoczynku napisałam:
"Nie wiem, czy słowo okropne, jest adekwatne." 
Dzisiaj mogę powiedzieć, że w stu procentach słowo okropne jest idealne. Wraz z brakiem makijażu pojawiała się obsesja, z której wcześniej nie zdawałam sobie sprawy - ciągłe zerkanie w lusterko odrywało mnie od wszystkich czynności, jakich się podejmowałam. Mając na sobie makijaż nie musiałam już przejmować się wyglądem i naturalnie nie było to dla mnie tak ważne. W ciągu dnia spojrzenie w lusterko zdarzało mi się tylko wtedy, gdy jakieś akurat mijałam :) a tu nagle złapałam się na tym, że ciągle biegam w te i w tamte do lustra - od przedpokoju do łazienki i znów do małego lusterka przy toaletce.
Nawet gdy odpoczynek odbijał się pozytywnie na kondycji mojej cery to nadal brak makijażu był dla  mnie tak dużym dyskomfortem, że poddałam się i zrobiłam pełny makijaż.
"Ulga i kamień z serca..."
Powoli przyzwyczajam się do tego, że makijaż nie jest wyznacznikiem udanego dnia i chęci do pracy, a raczej małymi kroczkami próbuję sobie to jakoś skutecznie wbić do głowy. Z drugiej strony w całym tym postanowieniu zapomniałam o tym, co najważniejsze - dobrym samopoczuciu. Jeśli makijaż sprawia mi przyjemność, to czy powinnam pozbawiać się tej przyjemności?
Na razie z radykalnymi odwykami koniec. Raz w tygodniu funduję sobie dzień odpoczynku dla cery, nadal w dniach, kiedy nie mam wielu obowiązków. Wystarczy. Być może...

Jakie wy macie doświadczenia z makijażem?

Czytaj więcej »
0 komentarze

Definiowanie

Moja definicja smutku to autostrada w Nebrasce o drugiej w nocy. Albo światła ulicy gasnące nad rankiem między pustymi ścieżkami miast. Bicie dzwonu z dalekich murów ponurego kościoła. Filiżanki z porcelany w zastawie ciotki stryjecznej, zbyt ładne by podać w nich herbatę, które w witrynce przestały osiemdziesiąt długich lat. Potrafię przypisać uczucie do przedmiotu, ale mam problem z jego poprawną definicją. Definiuję przecież tylko w takich sposób, w jaki sama odczuwam. Dlatego smutek nie jest dla mnie rozłąką ukochanych, którą zbyt dominuje tęsknota. Nie jest śmiercią, której towarzyszką staje się ból i poczucie niesprawiedliwości.
Powala mnie natomiast natężenie z jakim uderza mnie widok ciągnącej się w nieskończoność drogi nad którą po zimnej nocy pojawia się z wolna pomarańczowa łuna wschodzącego słońca. Jak podróż donikąd gdzieś pomiędzy dniem a nocą, przez autostradę tak opustoszałą jak żadne inne miejsce na świecie. Smutek w najczystszej postaci.

źródło
Mógłby powalić mnie na kolana, gdyby nie to, że potrafią tego dokonać nieruchome filiżanki za szklaną szybą w izbie u ciotek. Od dziecka dzieliła mnie od nich cienka szyba, a pomimo to były całkowicie poza moim zasięgiem. Piękne - z delikatnej porcelany, podarowane kiedyśtam jako prezent z jakiejśtam okazji. Zdobione niebieskimi kwiatkami o cudownie zielonych łodygach.
Pamiętam, jak ciocia obiecała mi je w spadku. Jako dziecko nie wiedziałam jeszcze że spadek nieuchronnie związany jest ze śmiercią właściciela. Ważne było tylko to, że kiedyś owe nieosiągalne filiżanki będą należały do mnie. Z czasem przestałam patrzeć na nie z dziwnym pożądaniem. Im dłużej mogłam je oglądać, tym mniej chciałam je mieć. Pomimo iż nadal pozostawały piękne. Czas zdawał się ich nie tykać i z upływem lat - chociaż ja stałam się już kobietą, a twarz cioci pokryła się zmarszczkami - one nadal pozostawały takie same.

Jesienne wieczory stają się coraz dłuższe, a wieczorne mgły wkradają się na słabo oświetlone ulice mojego miasteczka. Zmniejsza się liczba ludzi, którzy pozostali tutaj i można ich odwiedzić. Zmienia się moja definicja miłości, radości, wolności. Nawet definicja mnie podlega zmianom. Tylko ta jedna definicja pozostaje niezmienna. Nieme, niewzruszone i pełne obojętności filiżanki nie pozwalają mi uwolnić się od ciężaru ich posiadania, za każdym razem, gdy tylko na nie spoglądam. Nie boję się o ich delikatny materiał, ani czy subtelne zdumienia mogą zniszczyć się w zmywarce. Jednak biorę to pod uwagę zastanawiając się, czy kiedykolwiek podam w nich herbatę?

Smutek ma wiele imion. Wiele symboli. Wiele znaczeń. Rozglądnij się dookoła, powoli zbadaj wzrokiem każdy element. Co dla ciebie jest smutkiem?
Czytaj więcej »
2 komentarze

Jestem za lepszym porodem!

To przerażające i wspaniałe. Twój świat zamiera. Zaczynasz rodzić. Po dziewięciu długich miesiącach nagle przychodzi ten wspaniały moment, już niedługo na świecie pojawi się twoje dziecko. Zanim to jednak nastąpi czeka cię kilka godzin przechodzenia przez mękę. I wcale nie mówię tutaj o bólu. Mówię o tym, jak poczujesz się trafiając na salę porodową, gdy pielęgniarka spojrzy na ciebie z pogardą i rzuci nieprzyjemnym komentarzem No czego się pani tak wydziera?

http://lepszyporod.pl/

Witamy w realiach porodówki, której codzienne patologie, poniżanie rodzących i agresja słowna zarówno lekarzy jak i pielęgniarek zaczyna wyciekać na światło dzienne. Trwa akcja Lepszy poród, na zwykłych kartkach a4 kobiety opisują swoje przeżycia z sali porodowej - zarówno te piękne, jak i przyprawiające o łzy bezradności. Rodząca kobieta jest całkiem zależna od personelu medycznego - nie tylko w kwestii zdrowia fizycznego, ale i psychicznego. Sytuacja bezradności aż bije po oczach, bo co może zrobić kobieta, która słyszy wobec siebie przykre i poniżające komentarze od osób, które właśnie odbierają poród jej dziecka? Nie ma tu miejsca, na domaganie się respektowania swoich praw.

Ale o szacunek i godne traktowanie należy walczyć, szczególnie gdy prawo do godności jest w tak brutalny sposób odbierane. To ludzkie historie zwracają uwagę na problem. To one są ważne jako autentyczne, wzbudzające emocje zdarzenia. Ja nie byłam rodzącą. Nigdy nie widziałam nawet sali porodowej na własne oczy. Z relacji koleżanki wiem, że czekała niemal GODZINĘ na szpitalnym korytarzu zanim ktoś zaprowadził ją do sali i wreszcie położył na łóżku, a to tylko dlatego że zjawił się teść - ordynator owej placówki.

Gdy nie opowiadamy swoich historii nikt nie widzi problemu, a żeby coś zmienić najpierw problem musi zostać zauważony. Akcja Lepszy poród ma na celu zapewnienie lepszej opieki okołoporodowej. To także forma protestu przeciwko nadużyciom wobec kobiet rodzących.
Z całego serca zachęcam wszystkie kobiety, które chcą podzielić się swoimi doświadczeniami do przyłączenia się do akcji, a także wszystkich pozostałych do zapoznania się z oficjalną stroną akcji na:

Czytaj więcej »
9 komentarze

Co zawdzięczam czerwonej szmince?


źródło
Był maj 2012 roku. Miasto powoli zaczynało tętnić życiem, chociaż pogoda jeszcze nie dostosowała się do majowych wymogów. Był to mój pierwszy rok studiów i dopiero pod koniec zdobyłam się na odwagę, by na zajęcia z psychologii przyjść dumnie prezentując na swoich ustach czerwoną szminkę. Słowem wyjaśnienia dla niewtajemniczonych: psycholog, a raczej młody adept tej wiedzy tajemnej, która jeszcze wydaje mu się niezawodnym instrumentem do rządzenia światem i ludźmi, w czerwieni ust jakimś cudem zacznie dostrzegać manifestację kobiecych organów płciowych i z dziwnymi teoriami na ... ustach (?) uświadomi ci twoje niewybaczalne foux-pas. Bo kochamy to robić tak samo jak kochamy patologię. Gdy już miałam nadzieję, że sprawa nie robi wrażenia, szminka zaczęła roztaczać swój czar. Niezainteresowani wcześniej koledzy zaczęli się interesować i to dość intensywnie. Pokusiłam się więc o eksperyment (o duszo naukowca, niech siły wyższe mają cię w opiece) i nosiłam ten męczący, mocny, dominujący kolor do końca roku akademickiego. Zainteresowanie wzrosło, podobnie jak liczba spojrzeń ludzi mijanych na ulicy.
Nagle, wcześniej niechętni dżentelmeni chcieli potrzymać mi torebkę, wyjść na spacer, poczęstowali fajką przed zajęciami.
Jeden z takich wieczornych spacerów przyniósł mi znajomość z W. - późniejszym i teraźniejszym Księciem z bajki. W. nie ukrywał nigdy zauroczenia intensywną czerwienią ust, gdy po kilku rozmowach na ten temat wyjęłam w końcu psychologiczne spekulacje na stół, tylko się roześmiał i dodał, żebym na następną randkę włożyła czerwone szpilki.

Czerwona szminka przyciąga wzrok, pokazuje odwagę, pewność siebie i wysoką samoocenę kobiety, która jej używa. Kobiety, która nie boi się skojarzeń i klasycznej elegancji. Dziś z pewnością nazwałabym szminki atrybutem uwodzicielki - chociaż nadal tak jest postrzegana. Nazwałabym ją łapaczką spojrzeń, zawłaszczaczem uwagi - a gdy masz już ich uwagę, to możesz wykorzystać to najlepiej jak się da.

Tyle z obserwacji i eksperymentu. Do czerwonej szminki wracam często. Są tygodnie, gdy codziennie mam ją na sobie, tak dla własnej wygody i lepszego samopoczucia. Początkowy "efekt czerwonej szminki" (nie, nie ten z czasów kryzysu lat 30.) minął. Ludzie przyzwyczajają się do wszystkiego, nawet do szminek, teorii ukrytych seksualności, czy Freuda i nabierają do tego dystansu :)
Czytaj więcej »
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
BIAŁO-CZARNA. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Polub

Dołącz