Porwałam się na gotowanie jak wariat z motyką na słońce. Mam 23 lata i do tej pory mój kontakt z kuchnią ograniczał się do podgrzania gotowego jedzenia, zrobienia kawy i pieczenie domowego chleba (o tak! piec to ja potrafię... przynajmniej). Kwestia zup, przecierów, dżemów i soków była mi kompletnie obca, nie wspominając już o wekowaniu przetworów na zimę.
Dzisiaj korzystając z wolnego dnia i fundując sobie intelektualny odpoczynek odłożyłam Alfreda Tarskiego i wyjęłam z kuchennej szafeczki tarkę, nóż, kilka miseczek i blender. W. przyniósł zakupy, a potem rozsiadł się wygodnie przed komputerem. Pierwsza myśl? - Czy to oznacza, że oficjalnie decyzja o gotowaniu zakwalifikowała mnie jako robota kuchennego? Decyzja została jednak podjęta, zakupy zrobione i nie sposób się z niej wycofać.
Pod całodniowej pracy, zmęczonych rękach, bolących plecach i ogólnym zniechęceniu i braku apetytu efekt przedstawia się następująco:
2 litry kremu dyniowegoTeraz tylko pasteryzować i gotowe.
6 słoiczków sosu paprykowego
1 litr soku z papryki
2 słoiki kompotu gruszkowego
!
Jakie to niesamowicie intensywne uczucie, gdy po całym procesie - gdy już wiesz, że jedzenie jest pyszne, a twój luby z wdzięczności za wszelkiej maści pyszne rzeczy, którymi wypełniasz lodówkę pozmywał za tobą wszystkie naczynia, okazuje się, że nie potrafisz wekować/pasteryzować i jakkolwiek inaczej cały ten trik się nazywa.
źródło |
A ja? Cóż włączam komputer i trzymam za niego kciuki. Podział obowiązków to podstawa, szczególnie jak trzeba ratować sytuacje, gdy lepsza połówka coś spieprzy. Chyba lepiej poruszam się na gruncie logiki niż w kuchni. Oficjalnie więc zostaję fanką Chujowej Pani Domu. I z poczuciem (...) spełnionego obowiązku odstawiam garnki... do następnego gotowania.
19 komentarze:
at: 26 października 2014 16:31 pisze...
Dobre! Fajnie piszesz, mam wrażenie że mamy podobny styl i ironię :D wekowac też nie umiem...a fanką ChP domu od dawna jestem :-D
at: 27 października 2014 00:55 pisze...
Ech, skąd ja znam te sytuacje? :p Na szczęście póki co zaprawy, słoiki itp. podrzuca mi mama, ale w przyszłym roku nie wiem jak to wszystko ogarnę... :)
at: 27 października 2014 01:55 pisze...
Jakbym czytała o sobie! :) Wchodzę do kuchni, niby wszystko jest dobrze, ale prędzej czy później i tak ktoś będzie musiał uratować sytuację...
at: 27 października 2014 05:09 pisze...
Ja w tym roku postanowiłam zrobić ukłon w stronę mamy i pojawić się w domu z pysznym słoiczkiem sosu paprykowego :) Na szczęście W. opanował wczoraj sytuację i nadal mam ku temu możliwości.
Ogarniesz na pewno, trochę wprawy i musi się udać,albo ktoś doświadczony w kuchni u Twojego boku :P
at: 27 października 2014 05:13 pisze...
Ważne, że jest ktoś, kto na koniec ogarnie to wszystko :) Mój W. jest po prostu lepszym kucharzem i przede wszystkim lubi to robić. U mnie to był przejaw jakieś dziwnej jesiennej ambicji.
at: 27 października 2014 08:17 pisze...
Hmm, w sumie mój luby jest kucharzem, więc powinniśmy dać radę :D
at: 27 października 2014 08:22 pisze...
Skoro tak się sprawa ma to nie ma prawa się nie udać :)
at: 27 października 2014 13:44 pisze...
U mnie wręcz przeciwnie, z zupami, domowymi sokami i innymi tego typu pysznościami jakoś się dogaduję, za to jak mam się pogodzić z piekarnikiem to bywa gorąco... Czasem aż za bardzo :)
at: 27 października 2014 13:46 pisze...
No to kwestia praktyki (tak przynajmniej sobie to tłumaczę) i mam nadzieję wyrobić sobie w kuchni nieco zgrabności :)
at: 27 października 2014 15:54 pisze...
Szacun za próbę, ja widząc moją mamę uwijającą się godzinami przy wszelakich dżemikach stwierdzam, że nie miałabym do tego cierpliwości. Ale z gotowców oczywiście korzystam ;> A pieczenie moim zdaniem i tak zawsze zbiera większą aprobatę "konsumentów", więc nie jest tak źle! ;D A propo W., widzę kolejne podobieństwo z moim M... Miesiąc na studiach, ja cały czas lecę na mrożonkach i obiadach na mieście, on niemal codziennie gotuje sobie porządne, niedzielne obiadki. I weź tu przy takim bądź Perfekcyjną Panią, no nie da się ;/
PS. Chujowa Pani też od dawna polubiona, jako manifest zaprzeczenie stereotypom! A przynajmniej tak będę sobie wmawiać ;)
at: 28 października 2014 03:36 pisze...
Gotować mogę - uwielbiam :D Rzuciłam się na głęboką wodę, bo nigdy nie gotowałam, aż do czasu zamieszkania z Lubym i konieczności ogarnięcia garnków :D A jak słyszę, że coś zrobiłam lepiej od teściowej to serce z dumy puchnie (a słyszę często <3) :D Piec nie potrafię za cholerę - zamiast ciasta zrobiłam ciastka, a zamiast ciastek ciasto (długo by tłumaczyć) - więc z wypieków zrezygnowałam. Przetwory pomagam robić mamie od 10 roku życia, wiec pewnie sama też bym dała radę, ale z mamą lepiej i pewniej, że nie wszystko pójdzie do śmieci :D
at: 28 października 2014 03:53 pisze...
Tyle podobieństw ! Przypadek? - nie sądzę :)
Ja tytuł perfekcyjneGO mogę oddać W i całą kuchnię z resztą też.
at: 28 października 2014 03:54 pisze...
Ja rzuciłam się na głęboką wodę z przetworami. Nigdy nie byłam nawet świadkiem jak taki proces ma właściwie wyglądać, ale jakimś cudem wyszło całkiem smacznie. Jestem z siebie dumna :)
at: 28 października 2014 05:57 pisze...
W takim razie ja też jestem z Ciebie dumna :D Nie ma co ukrywać, jesteśmy zaj*biste :D
at: 28 października 2014 06:03 pisze...
A co! :D
at: 28 października 2014 07:03 pisze...
Moja wiedza kulinarna jest na poziomie 1-1,5%, co jak na kogoś, kto stał przy garach 2 razy w życiu jest chyba sporym wynikiem, a moim życiowym osiągnięciem jest spalenie biszkoptu w 50 stopniach w 2 minuty. Nie pytaj-jak.
at: 29 października 2014 04:15 pisze...
ja swoje zmagania z gotowaniem zaczęłam jakiś czas temu, przede mną jeszcze długa droga :D
at: 29 października 2014 14:27 pisze...
piszesz bardzo ciekawie :) ja lubię gotować , ale mało kiedy znajduję czas.
http://carolinaa-carolinaaa.blogspot.com/
at: 3 listopada 2014 15:56 pisze...
@_manekineko_ W gotowaniu chyba nie ma czegoś takiego jak meta, finish :) cały czas można stawać się lepszym i doskonalić swoje dania, albo tworzyć coś zupełnie nowego. Przed każdym droga wydaje się nie mieć końca :)
Prześlij komentarz